czwartek, 11 grudnia 2014

Siedemnaste zaklęcie. ♥



„Wszystko przez to, że jestem młoda, głupia i dobra w podejmowaniu złych decyzji…”

        Wszyscy jesteśmy sekretem, który nigdy nie może wyjść na jaw. Z chwilą, kiedy zdecydujemy się stawić czoła naszym problemom, przekonamy się, że możemy więcej, niż nam się na początku wydawało. Nie mierzmy życia ilością oddechów, lecz ilością najpiękniejszych chwil, które potrafią zapierać dech w piersi. Tak wielu ludzi umiera z mnóstwem niezrealizowanych marzeń i pomysłów. Dlaczego? Prawdopodobnie zdecydowanie za często ludzie przygotowują się do życia, nie nim żyją. A zanim ich przygotowania dobiegną końca, jest już za późno. A Emilka? Ona nawet nie zaczęła przygotowań do życia. Nie chciała zaczynać. Żyła z tym co tu i teraz, choć może nie było to końca zgodne z Jej naturą. Chciała żyć w harmonii z własnym sumieniem, dlatego postępowała tak, a nie inaczej. Cóż  z tego, że już nie dała rady dłużej tego ciągnąć? Nie umiała udawać ani pokazywać wszystkim, że nie jest dobrze. Chciała z tym skończyć. Cierpieniem. Wyrzutami sumienia. Świadomością, że rani. Szczęściem, którego nie umiała odczuć. Koniec z życiem. Koniec  drogą, która za bardzo Ją wyniszczyła. Wykończyła Jej organizm i psychikę. Koniec… Ale gdyby to było takie łatwe… Ku zdziwieniu, nawet odebranie sobie życia, nie jest takie proste, jak mogłoby się wcześniej wydawać.
            Obudził Ją zapach charakterystyczny dla szpitali oraz oślepiające białe światła. To, że źle się czuła, to za mało. Pamiętała co się stało. Pamiętała co zrobiła. Pamiętała dlaczego tak postąpiła… Wszystko było takie wyraźne w Jej pamięci. Każda myśl była tak do bólu realistyczna, jak ciężko sobie wyobrazić.
-Jestem w niebie- wydusiła słabym głosem, zaraz po otworzeniu oczu, gdy pierwszym co zobaczyła był Michael, który delikatnie gładził kciukiem zewnętrzną część Jej dłoni.
-Nie, głuptasie- odparł, szklanym wzrokiem patrząc na rudowłosą.- Żyjesz. Jesteś na Ziemi. Tu. Z nami…
-I masz szczęście- warknął drażliwie Stefan.- Gdybyś się faktycznie zabiła, znalazłbym Cię i jeszcze bardziej dobił.
-Dlaczego?- bez ogródek spytał Gregor, który stał w kącie wysterylizowanej, szpitalnej, stosunkowo niewielkiej, sali.
-Nie wiem- przyznała wstydliwie, czując wszystkie spojrzenia Austriaków na swojej osobie.- Już od dawna nad tym myślałam…
-Stąd właśnie pytanie: DLACZEGO?- postawił nacisk na ostatnie słowo, pewnie domagając się odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie.
-Nie męcz Jej- odezwał się Thomas, który patrzył na Emilkę swoim elektryzującym wzrokiem.- Dajmy Jej odpocząć. Poza tym, najwyższy czas się spakować.
-Spakować?- zareagowała natychmiastowo.
-Wyjeżdżamy trochę wcześniej- wyjaśnił krótko, dotychczas milczący, Manuel.- Sprawy się trochę pokomplikowały i sama rozumiesz…- nie odpowiedziała nic. Czuła jedynie, że pod Jej powiekami gromadzą się gorzkie łzy, nie do przełknięcia.
-Thomas, moglibyśmy chwileczkę porozmawiać?- spytała z nadzieją, obserwując Austriaków, którzy powoli opuszczali Jej salę.- Obiecuję, nie zajmę Ci dużo czasu. Dwa słowa- skoczek patrząc ze zdziwieniem na Emilkę, usiadł obok Niej, nie spuszczając z Niej oka.
-Emi, ja naprawdę nie rozumiem dlaczego to zrobiłaś- zaczął swój monolog, któremu nie było dane potrwać dłużej.- Jesteś silna, silniejsza niż my wszyscy, a tu nagle…
-Kocham Cię- przerwała mu drżącym głosem, a Jej spojrzenie nerwowo wędrowało po każdym zakamarku podłogi, lecz nie miało odwagi umiejscowić się w oczach blondyna.
-Co?- wykrztusił ledwo, okrągłymi oczyma patrząc na Emilię.
-Obiecałam tylko dwa słowa. Teraz możesz już iść się pakować- odpowiedziała.
-Powtórz, proszę, bo nie wiem czy czasem się nie przesłyszałem…- wykrztusił ochryple.
-Kocham Cię, Ty głupi, niedomyślny, ślepy, kretynie!- powiedziała dobitnie, podkreślając dokładnie każde wypowiedziane przez siebie słowo.- Nic więcej nie trzeba tłumaczyć. Idź lepiej się spakować, bo w końcu odjadą bez Ciebie.
-Wyjaśnij mi to, proszę- poprosił, widząc zawziętość w oczach rudowłosej.- Wiesz dobrze, co do Ciebie czuję i na pewno zdajesz sobie sprawę, że to nie jest i nie będzie dla mnie obojętne. Na pakowanie się jest czas…- mówił łagodnie.
-Nie wiem sama jak mam to wyjaśnić- przyznała bezsilnie, a po Jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Spróbuj- szepnął błagalnie.- Proszę… Dla mnie…
-Thomas, ja dopiero wczoraj to zrozumiałam, podczas naszej rozmowy…- zaczęła, ciężko wzdychając.- Kocham Cię w taki dziwny dla mnie sposób. Kocham patrzeć w Twoje oczy, kocham czuć Twój dotyk na sobie, kocham z Tobą rozmawiać i byłabym w stanie zrobić dla Ciebie wszystko…
-W takim razie czemu nie powiedziałaś wcześniej?!- podniósł swój głos, lecz nie można było określić tego mianem krzyku.- Tyle razy mówiłem Ci co czuję…
-Jak powiedziałam wcześniej, zrozumiałam to dopiero wczoraj, kiedy rozmawialiśmy- usprawiedliwiła się, niewzruszona reakcją blondyna.
-A Michael? Po co była ta szopka?- spytał z pretensją w głosie.
-Jego również kocham- zrobiła kilkusekundową pauzę.- To co mnie z Nim łączy jest nie do pojęcia. Tak chorobliwie mi na Nim zależy, że boję się, że może być to pewnego rodzaju obsesja. Tak, to jest dziwne, wiem. Kocham Ciebie i Michiego, ale tylko Jemu zdecydowałam się do tego przyznać, bo po pierwsze, byłam pewna swoich uczuć co do Niego już od samego początku, a po drugie, jeśli miałam wyobrażać sobie przyszłość, pierwszą myślą, która nasuwała mi się do głowy był właśnie Michael.
-W takim razie po co mi mówisz, że mnie kochasz?!- nie zmienił tonu swego głosu.- Po co?! Żeby zwodzić? Dać jakąś cholerną nadzieję?! Po co?!
-Chciałam, żebyś wiedział, że nigdy nie byłeś mi obojętny- oznajmiła spokojnie.- Wystarczającym dowodem jest fakt, że tyle razy mnie zraniłeś, zadawałeś cios za ciosem, a ja ciągle Ci wybaczałam. Zauważyłeś?- podniosła wzrok, by spojrzeć w niebieskie oczy Thomasa.
-Zauważyłem- mruknął, z powrotem zajmując swe miejsce przy Polce.- Czemu rozstaliście się? W sensie Ty i Michael.
-Nie możemy być razem…- odpowiedziała łamiącym się głosem.- Nieważne jak bardzo bym chciała i tak nie możemy być razem…
-A ze mną?- otarł spływającą łzę po Jej bladym policzku.- Ze mną mogłabyś być?
-Nie- odpowiedziała, odrywając wzrok.
-Masz męża?- zdecydował się zapytać. Bo jak nie teraz, to kiedy?
-Co?!- wykrztusiła ledwo, patrząc zaszokowanym wzrokiem na blondyna.- Skąd takie pytanie?! Nie!- pisnęła cienko.
-Jesteś ze mną szczera?- spojrzał na Nią zza przymrużonych powiek.
-Powiedziałam Ci przed chwilą, że Cię kocham. Uwierz mi, że nie miałoby to sensu, gdyby w tak banalnej kwestii miałabym Cię okłamać- ucięła spekulacje skoczka.
-Racja…- powiedział ledwosłyszalnie, wpatrując się w Emilkę, która wyraźnie odpłynęła w krainę własnych rozmyślań.- O czym myślisz?- zapytał, po chwili ciszy.
-O tym jaka ta miłość jest dziwna- odparła z subtelnym uśmiechem na twarzy. On również zaśmiał się, czochrając delikatnie Jej włosy.
-Skąd takie stwierdzenie?- zapytał, mając na swej twarzy uśmiech, który skrywał w sobie wiele uczuć, również tych skrajnych, które ciężko było pojąć.
-A czy to nie jest dziwne, że to niby nierozerwalne uczucie, opuszcza nas, żeby z jeszcze większą siłą uderzyć jeszcze raz?- spojrzała na Niego znaczącym wzrokiem.
-Poetyckie…- rzucił, przyswajając słowa dziewczyny.
-Prawdziwe, Thomas, prawdziwe…- poprawiła Go.- Czyli co?- odchrząknęła po chwili martwej ciszy.- Będziemy się żegnać…- spojrzała na Niego z nadzieją, jakby resztki Jej serca wierzyły w to, że Thomas zostanie przy Niej.
-Tak… Chyba tak- tępo kiwał głową, wtapiając dłoń w swe jasne włosy.- No to… to…- wyciągnął rękę w stronę Emilki.- Cześć…- wyszeptał, jednocześnie szybkim, zwinnym ruchem opuszczając pomieszczenie, w którym znajdowała się rudowłosa.
-Cześć- powiedziała już sama do siebie. Pustka… To najbardziej zaczęło Jej dokuczać. Pusta jakby na zewnątrz i w środku. Najbardziej sercu. Tak, tam bolało zdecydowanie najbardziej. Krwawiło, będące jednocześnie rozdarte pomiędzy dwoma mężczyznami.
-Nie, takie pożegnanie jest beznadziejne…- usłyszała, a znajomy Jej głos, natychmiastowo otarł łzy z Jej powiek, zanim zdążyły się jeszcze spod nich uwolnić.
-Też tak sądzę- odpowiedziała ochryple, lecz w Jej głosie dało zauważyć się nutkę ulgi.
-Żegnaj, Emilko- przytulił Ją delikatnie do siebie, czując, że pod Jego powiekami gromadzą się łzy.- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. Będę dzwonił, pisał… Obiecuję- ciągnął dalej bez większego przekonania.
-Nie, Thomas…- powiedziała, kiedy ich żelazny uścisk stracił na sile.- Nie dzwoń, nie pisz… Zapomnij…- wycedziła ze łzami w oczach.- Zapomnij. I proszę, uszanuj to… Tak będzie najlepiej- Jej głos coraz bardziej się łamał, a po policzkach swobodnie płynęły słone łzy.
-Żegnaj…- rzucił, zaciskając swe pięści, opuszczając salę, w której miał po raz ostatni zobaczyć Emilkę. Ostatni raz… Ostatni raz zobaczyć Emi… Nie, nie mógł nawet przyjąć tego do wiadomości. Nie potrafił wpuścić  rzeczywistości do swojej świadomości.
-Ile razy będziesz się tak jeszcze wracał?- spytała, widząc po raz kolejny Austriaka, który patrzył na Nią oczami, w których widoczne były ślady łez.
-Wyjedź ze mną do Austrii. Pomogę Ci. Każdy z nas Ci pomoże. Tam czeka na Ciebie inne życie. Nie będę naciskał. Nie będę niczego oczekiwać… Obiecuję…- Jej dłoń obdarowywał czułymi pocałunkami.- Potrzebuję Twojej obecności… Bez Ciebie nie dam sobie rady…- załzawionymi oczyma patrzył na rudowłosą, która nie panowała już nad wstrzymywaniem własnych łez. Kusiło… Chciała, aby życie wyglądało tak, jak przedstawiał je blondyn, lecz w Jej przypadku było to niemożliwe. Jej życie jak na razie nie przypominało ludzkiego życia…
-Thomas, nie utrudniaj… Proszę…- wyjąkała, wyrywając swą dłoń z uścisku Austriaka.
-Będę utrudniał, rozumiesz?!- pisnął cienko, ujmując w dłonie twarz Emilii.- Będę, bo nie chcę Cię stracić. Nie tak szybko!
-Nigdy nie byłam Twoja! Nie możesz mnie stracić…- Jej łzy rozmazywały cały obraz Thomasa, który pragnęła zachować w pamięci już na zawsze. Każdy milimetr Jego ciała. Każdy cal najpiękniejszych oczu. Każdą odsłonę brzmienia Jego głosu.
-No właśnie!- jęknął nienaturalnie.- Nigdy nie byłaś moja. Jak mogę stracić osobę, którą kocham i która dodatkowo nigdy nie była moja?!
-Nie wyjadę. Nie opuszczę tego co tutaj mam- powiedziała pewnie, lecz dusza pragnęła wyrwania się od ówczesnego życia, które prowadziła i które na Nią czekało.
-Co masz? To jeden, wielki syf. Nic więcej, Emi- ukrył twarz w dłoniach, nie chcąc pokazać Polce swojej bezsilności, która wyraźnie malowała się na Jego twarzy.
-Powinieneś już iść- ucięła krótko, odwracając wzrok od blondyna, który dostatecznie dobrze zrozumiał, że każda próba, którą podejmie i tak zostanie skazana na niepowodzenie. Spojrzał na Nią ostatni raz, będąc pewnym, że Jego serce zostało w Jej rękach wraz z duszą, która nie widziała sensu życia bez Niej… Teraz odległość zamieniać będzie na sekundy tęsknoty. Od tego dnia w tysiącu spojrzeniach ludzi wśród tłumu, będzie szukał tylko jednego. Tylko Jej. Tylko tych zielonych, głębokich oczu. Nie można na każde ‘żegnaj’, naprawdę się pożegnać. Co z pożegnania fizycznego, skoro myślami jesteśmy tylko przy jednej osobie? Nie możemy pożegnać się z kimś, kogo w rzeczywistości cieleśnie przy nas nie ma, lecz jest ciągle obecny w żywych wspomnieniach, które powracają w najmniej oczekiwanych momentach, kiedy myślimy, że się z tym uporaliśmy raz na zawsze. Pojawiła się znienacka. Namieszała. Namąciła w Jego sercu. Teraz zniknęła, wypowiadając jedynie ‘żegnaj’. A była tak blisko… Wydawało się, że to czego pragnął, jest już na wyciągnięcie ręki. W momencie, gdy Ją wyciągnął, zaczęła oddalać się niczym odlatujący motyl, którzy trzepocąc skrzydełkami, wysyłał sygnały, że to już pożegnanie…

            -Gdyby nie Ty, Emi zapewne już by nie żyła…- powiedział, patrząc w Jej brązowe oczy, które prowokowały Go na każdym kroku. Wabiła spojrzeniem. I co najgorsze chciał, aby było tak już zawsze. Chciał, aby kusiła. Całowała. Pieściła. Żeby nie przestawała. Nigdy.
-Nie zrobiłam nic nadzwyczajnego. Każdy zrobiłby to samo, kiedy zobaczyłby dziewczynę z podciętymi żyłami…- przyznała, tępo patrząc przed siebie. Przed oczami ciągle pojawił się obraz zakrwawionej Emilki i w głowie kłębiły się jedynie myśli, co byłoby gdyby nie zjawił się nikt w porę…
-Wcześniej wyjeżdżamy- zaczął sprytnie, chcąc swoimi słowami naprowadzić szatynkę na właściwy tok myślenia.
-Wiem- odpowiedziała, nadal tępo patrząc przed siebie. Znała powód spotkania z Austriakiem. Wiedziała, że dzień, kiedy miała podjąć decyzję właśnie nadszedł. Szybko. Zbyt szybko.
-Nie będę owijał w bawełnę. Aśka, wyjeżdżamy wcześniej niż myślałem. Musisz podjąć jakąś decyzję już dziś- powiedział stanowczo, bawiąc się ciemnymi włosami dziewczyny, która co chwilę zerkała na Niego speszonym i niezdecydowanym wzrokiem.
-O jakiej decyzji mówisz?- udała. Grała na czas, by mieć choć odrobinę więcej czasu na zebranie myśli. I gdzie się podziała Joanna, która uśmiechała się do swoich smutnych myśli? Ta, która śmiała się do szarych, nudnych, codziennych spraw…
-Nie udawaj głupiej- tym razem bawił się Jej długimi, chudymi palcami.- Dobrze wiesz o czym mówię.
-Czemu tak traktujesz związki?- spytała zgorzkniale.- Tak, jakby były dla Ciebie formalnością. Czymś co się ustala i coś co trwa mimo wszystko, bo taka była umowa. Nie rozumiesz, że związek to przede wszystkim uczucia?- wyrwała swą dłoń, odwracając wzrok od Jego czekoladowych oczu.
-Bo żeby się zaangażować, chcę wiedzieć, że obie strony chcą tego samego- odpowiedział z zaskakującą łatwością i pewnością.
-Skąd ja mam pewność, że Ty chcesz?- założyła ręce na piersi, nie zdając sobie sprawy jak oczywista będzie odpowiedź Austriaka.
-Ponieważ Ci to proponuję- powiedział według Jej przypuszczeń.
-Tak…- powiedziała, nie patrząc na skoczka. Nagle cała pewność siebie, z której słynęła, wyparowała do tego stopnia, że nie miała śmiałości patrzeć w Jego brązowe tęczówki.
-Co 'tak'?- zapytał, nie rozumiejąc dokładnie słów, które kierowała do Niego Aśka.
-Chcę z Tobą spróbować- wyjaśniła powoli, nadal nie mając śmiałości spojrzeć w Jego oczy. Nagle poczuła, że w Jej usta wpijają się pełne wargi skoczka, którymi szargały uczucia namiętności, z którymi nie potrafił sobie poradzić w obecności Aśki. Nie była to jednak beztlenowa namiętność. Była ona ogniem, którym chciał zabijać każdy Jej ponury dzień czy rutynę dni. Jego pocałunki jednak oczarowały Ją. Oszalała w ciągu krótkich sekund. Czuła, że Jego ręce zaplątywały ich namiętność. Ogień ciągle się palił. Płonął, nie patrząc co zastaje na swojej drodze.
-Cieszę się…- gładził kciukiem Jej policzek.
-Ale do Austrii przyjadę, kiedy zdejmą mi gips- powiedziała szybko. Ale czy na pewno taki był powód Jej zwłoki? I oto nadeszła. Nadeszła chwila namiętności, po której trzeba ubrać na swoją twarz nieszczery uśmiech, wierząc przez krótką chwilę, że można jeszcze być szczęśliwym… 

Drogi pamiętniku!
Co mam zrobić, aby On zniknął z mojego serca? Nie… Nawet nie On, a Oni… Michael. Thomas. Tak, naprawdę kocham ich obu. To dziwne. Niezrozumiałe. Niekontrolowane… Thomas przyciąga mnie całym sobą. Przez krótką chwilę uczynił mnie tak dziwnie szczęśliwą, że nie mogłam oprzeć się temu uczuciu. Sądzę, że wystraszyłam się i wmówiłam sobie, że jestem pewna, iż nic do Niego nie czuję… Nigdy nie czułam nic takiego i właśnie to mnie zgubiło. Ale Michi? Ona ma w sobie coś, co od razu dostrzegłam i od razu pokochałam całą sobą. No… Prawie całą sobą. Przyszłość, równała się z Michaelem. Definicja szczęścia na imię miała Michael. Cóż… I tak nie mogłabym posmakować żadnego z nich. Przy żadnym nie poznam co to szczęście… Mam dosyć! Naprawdę mam dosyć! Chcę poczuć co to szczęśnie! Nie słyszeć czym jest wyłącznie z bajek…
A teraz? Teraz moje serce wyje z bólu. Bal się skończył. Kopciuszek stracił piękną suknię, karocę i księcia. Stał się z powrotem Kopciuchem, musząc wrócić do swojego beznadziejnego życia.
Nie wiem czy umiem… Nie wiem czy dam rady nawet spróbować żyć normalnie. Bez Nich… Boję się czasu, kiedy będę zmuszała usta do mówienia, że wszystko jest w porządku. Gdy oczy staną się moimi niewolnikami, bo nawet je będę zmuszała do patrzenia na świat pozbawiony kolorów. I serce… Z nim będzie najgorzej. Nieludzko trudno będzie zmusić je do dalszego bicia. 

♥♥♥

Wtorek, 14.07.2015 r.
Czyli skończyła się zabawa Morgensterna. Skończył się sen. Skończyło się cierpienie, do którego nawet teraz przywykłem i który przestał być dla mnie uciążliwy. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Jej obecność wynagradzała mi dosłownie wszystko. Teraz wszystko straciłem.
Moje szczęście wyszło przez szczelnie zamknięte drzwi. To możliwe? Niby nie, a jednak… Nie wiedziałem, że to całe zakochanie, czy nawet zauroczenie, może tak długo trwać. Jeszcze miałem nadzieję, że przestanie kiedyś mi zależeć. Na nic. To nie nadeszło…
Każde spojrzenie mogło oznaczać pożegnanie. Dobrze, że wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. Czułem, że chcielibyśmy zapamiętać siebie nawzajem. Mam nadzieję, że zapamiętaliśmy jak najwięcej… By mieć do czego wracać, kiedy w oczach pojawią się łzy tęsknoty.
Teraz nowa droga do przebycia przed Nami. Najgorsze jest to, że nie wiemy, co ze sobą zabrać. Co pożegnać? Co jeszcze zostawić? Początek jest najgorszy… Dalej idzie już łatwiej, prawda? Niech ktoś powie mi, że to prawda… Niech ktoś poda wiarygodne argumenty, że to, co dobre, czeka na mnie…
I może Emi miała rację z tym, że nie powinniśmy już o sobie pamiętać? Skoro kroczymy już nową drogą, zakończmy wszystkie rozdziały podczas pożegnań. Przecież i tak prędzej czy później zaczną przyciągać nas niezamknięte za sobą drzwi, których nie mieliśmy sił domknąć… 

            Gdyby była szansa cofnąć czas, naprawiłoby się wszystkie popełnione błędy. Błędy i nie tylko. Decyzje, które przyniosły za sobą wiele przyjemności, lecz i tak wymagają cofnięcia. Nie przyjemność jest w życiu najważniejsza. Nie nasze chwile westchnień. Przyjemne dreszcze… Nie, nie to. Zdecydowane najważniejsze jest to, by nie ponosić tego srogich i raniących konsekwencji. A Ona to zrobiła. Postąpiła lekkomyślnie, choć nigdy tego nie robiła. Każdą decyzję starała się przemyśleć dziesiątki razy, zanim postawiła zdecydowany krok. A teraz? Tak wiele, wiele błędów w tak krótkim odstępie czasu…
-Co Ty tutaj robisz?- zdziwiła się, patrząc na niebieskookiego ciemnego blondyna, który patrzył na Nią przyjaznym wzrokiem.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- spytał, składając na Jej policzku subtelny pocałunek.
-Cieszę się, ale nie powinieneś tutaj być, Bartek. Niedawno wyszedłeś ze szpitala. Nie jesteś jeszcze w pełni sił- mówiła, wyraźnie przejmując się stanem zdrowia chłopaka.
-Chwilowa wizyta mnie nie zabije- powiedział, uśmiechając się beztrosko do Emilki. W taki sposób, jakby problemy na świecie nie istniały…- Jak się czujesz?
-Dobrze. Teraz dobrze- spuściła wzrok w obawie, że chłopak zacznie zaraz zadawać kłopotliwe pytania, na które Ona nie znała odpowiedzi.
-Nie bez kozery tutaj jestem- wyszczerzył się, wyciągając ze swojej kieszeni małe, czerwone pudełeczko.
-To nie było konieczne- wycedziła przez łzy, które wydobywały się spod Jej powiek, choć nie powinny. Nie w takiej chwili. Nie w momencie, o którym marzy każda kobieta.- Byliśmy umówieni…
_____________________________

Namieszałam, moje kochane…
Otóż, niejasno wyraziłam się pod poprzednim rozdziałem.
Chodziło mi o pożegnanie, ale to, które widoczne jest w tymże rozdziale, czyli na linii Emi- Austriacy. Przepraszam, mój błąd, ale niezwykle dziękuję Wam za wsparcie pod poprzednim rozdziałem. ♥♥♥ Jesteście nieocenione, najlepsze i po prostu kocham Was, no! ♥ ;*
Jak się podoba to zaklęcie? Taka karuzela mi wyszła, można powiedzieć. :P
Jak obiecałam jest również trochę Bartka. :D Swoją drogą… Jestem strasznie ciekawa jak oceniacie jego postać po tym, co zdążyłyście tutaj o nim wyczytać (choć wiem, że było ku temu niewiele okazji). ;))
Jeżeli go lubicie, to już teraz zapraszam na 18. rozdział! Będzie go nieco więcej.

8 komentarzy:

  1. Obstawiam, że Bartek walczył z jakąś Chorobą i może obiecała Mu że jeśli z nią wygra to za Niego wyjdzie. To smutne że kocha ich wszystkich. :( ech chyba nie jest całkiem szczęśliwa. I to jest najgorsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czys Ty oszalala!? W sensie, ze ten caly Bartek chce jej sie oswiadczyc?! Nie wyrazam zgody! Nie teraz, kiedy Emi wyznala Thomasowi co do niego czuje! Wiem, ze oni wjezdzaja, ale mam cicha nadzieje, ze Emi sie ogarnie i nie pojdzie na zaden chory uklad z Bartkiem... albo pojdzie, a jak o slubie dowie sie Thomas to przyjedzie i bedzie o nia walczyl, o! ;D
    Dobra, za duzo sie naogladalam komedii romantycznych xd
    Przeczytam wszystko, co wyjdzie spodTwojej cudownej reki ;3
    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, nie wiem co mam napisać. :o
    Taki cudowny rozdział, że nie potrafię złożyć jednego komentarza...
    Spróbuję. :)
    Cieszę się! Cholernie się cieszę, że spełniło się moje najskrytsze marzenie! Cieszę się, że Emilka wyznała swoje uczucia Thomasowi! ♥
    Ten moment w szpitalu, gdy Emilka postanowiła wyrazić wszystkie swoje uczucia i w końcu otworzyć się przed Austriakiem był po prostu moim pragnieniem. :) Troszkę przeszkadza mi, że nadal Michi jest jej bliski i że z niego też nie potrafi zrezygnować... ale rozumiem ją w końcu Michael jest naprawdę subtelnym i delikatnym mężczyzną. Był przy niej, kiedy Thomas wbijał sztylet w jej pierś. Pomagał, pocieszał, a przede wszystkim kochał... :) Rozbawiło mnie to, gdy Thomas wchodził i wychodził z sali szpitalnej, na której leżała Milka. Jej słowa "Ile razy będziesz się tak jeszcze wracał?" wywołały na moich ustach uśmiech. Wiem, ze sytuacja nie była do śmiechu, ale niestety muszę przyznać, że potrafiłaś wywołać w tej chwili rozbawienie na mojej twarzy. :D
    Naprawdę jestem nieziemsko zadowolona z tego rozdziału! ♥ Dlaczego? To proste! W końcu Emilka się otworzyła i zdołałam poznać ją na tyle, by wiedzieć o niej znacznie więcej niż dotychczas.
    Nadal nieco tajemniczą postacią jest dla mnie Bartek. Sama nie wiem czy go lubić czy też nie, Jak na razie nie poznałam go tak jak Thomasa czy wszystkich Austriaków, a z tego tytułu, że mocno kibicuję Thomasowi w zdobywaniu Emilii muszę przyznać, że jak na razie nie pałam do niego wielką sympatią. Lubię jego postać, ale nie jest to takie uczucie jak to do Thomasa... ♥ (Deklaracja, jakbym co najmniej za chwilę miała stanąć przed ołtarzem z Morgensternem. ^^ Hahaha :D)
    Nie pozostało mi nic innego, jak czekać na kolejne cudo wyprodukowane przez Ciebie! :3
    Do następnego, buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co powinnam Ci skopac tyłek, tak mnie wystraszyłaś że to juz koniec.
    Tak się cieszę, że ona wyznała mu swoje uczucia, ja od początku wiedziałam że tak jest, ale Emi mnie nie słuchała :)
    Ale ten nasz Thomas jest uparty, no ale to dobrze bo ona potrzebuje tego kogoś. ale spokoju mi nie daje ten Bartek. Czekam na kolejny, Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana bardzo przepraszam za moją chwilową nieobecność. Nauka i samo zamieszanie związane z nią, ale już jestem i nadrabiam :) Emilka wyznała Thomasowi prawdę. Widać, że coś Ich łączy. Jakaś więź, która jest niezrozumiała, bo w końcu z drugiej strony jest również Michi. Ehhh kochana namieszałaś, bardzo namieszałaś w moich myślach i w Ich życiu, ale dzięki temu to wszystko jest jeszcze bardziej ciekawsze. Czyżby oświadczyny…czerwone pudełeczko…hmm…na bank to jest to! Czekam słońce na następny! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko, no to rzeczywiście poszalałaś z tym rozdziałem.
    Muszę przyznać, że po poprzednim rozdziale spodziewałam się wszystkiego, ale nie próby samobójstwa w wykonaniu Emilii. Jej życie jest bardzo trudne. W tym rozdziale pokazałaś, jak nieprzemyślane decyzje potrafią zmienić nasze życie. Współczuję również Aśce, znaleźć swoją przyjaciółkę z podciętymi żyłami... Nie chciałabym nigdy przeżyć czegoś takiego. Przykro mi, że Austriacy już wyjeżdzają. Zastanawiam się, jak ich życie będzie wyglądało po powrocie do swojego ojczystego kraju. Bartek, jego osoba niesamowicie mnie intryguje. Uważam jednak, że powinien on kierować się szczęściem Emilki, jeśli naprawdę coś do niej czuje.
    Uwielbiam jak piszesz i wplatasz ciekawe refleksje w rozdziały.
    Rozdział jest po prostu cudowny <3
    Pozdrawiam Cię gorąco i życzę weny :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział <3
    Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego czegoś ?
    Samobójstwo ? Emi ? Nawet przez głowę mi nie przeszło takie coś..
    A tu jednak...
    W życiu nie jest łatwo, życie nie jest bajką ale trzeba walczyć..
    Chłopaki wyjeżdżają i szkoda , bardzo szkoda.
    Ciekawa jestem jak teraz wszystko się potoczy..
    Co teraz będzie z Emi z Thomasem z resztą chłopaków z Aśką ?
    Jak teraz będzie wyglądało ich życie ?
    Mam nadzieję, że wszystko im się ułoży i będą szczęśliwi ..
    Bartek ? Coś mi się wydaje, że to oświadczyny...
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń