poniedziałek, 29 grudnia 2014

Ostatnie zaklęcie. ♥



„Nikt nie zniszczy ich związku, nawet jeśli go nie ma, gdyż miłość sama Ich wybrała…”

Czasami przerwy wychodzą nam na dobre, gdyż podczas ich trwania zdajemy sobie naprawdę sprawę z tego jak bardzo za kimś tęsknimy… Jak bardzo kogoś kochamy… Jak bardzo go potrzebujemy… Dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę z potęgi naszej miłości. Doceniamy ją. Rozumiemy jak wielką posiada ona władzę nad naszym życiem, które jest ciągłymi wyborami, decyzjami, czynami, a nawet najmniejszymi gestami. I z każdym kolejnym dniem tęsknoty, Jego miłość stawała się coraz bardziej potężna, mądrzejsza o nowe doświadczenia. Nie można tego racjonalnie pojąć. Nie można zrozumieć bądź nauczyć się, jak  wzoru na obliczenie pola koła, czy prostokąta. Uczucia są czymś, czego nie da się zmierzyć. Nie można obliczyć ile miejsca zajmują w naszym mózgu, czy w sercu. Miłość po prostu rozpala serce, powodując, że raz zdaje nam się, że ono umiera, a drugi raz bije zbyt gwałtownie. Nie nadążamy za nim. I to jest piękne. Ludzie nie doceniają tego, lecz to szczegóły i najprostsze sprawy w życiu są najważniejsze. Dostarczają najwięcej pozytywnych odczuć. Dzięki tak drobnym szczegółom, jesteśmy w stanie zauważyć coś, czego nie widzą oczy… Dlatego też, również Thomas postanowił zwolnić. Chociaż na kilka chwil, by złapać oddech. Pozwolić sobie na więcej, niż dotychczas. Najprościej mówiąc, dokonał wyboru, który zadecyduje o całej reszcie Jego życia. Czasami jednak nie można odpuścić i stanąć z boku, patrząc jak być może ostatnia szansa na szczęście, ucieka nam przed nosem, bo w życiu są sprawy dużo ważniejsze niż spokój. Wybrał Emilkę. Aśka stała się zamkniętym rozdziałem Jego życia już na zawsze. W rzeczywistości nigdy Jej nie kochał. Jedyne co łączyło Go z brunetką, to strach. Strach przed opuszczeniem i samotnością, która dopadłaby Go, kiedy Aśka znudziłaby się i odeszła. Bo niby czemu inaczej nalegałby tak na ślub? Małżeństwo byłoby pewnego rodzaju gwarancją, przed uniknięciem samotności. Scementowaniem ich związku, który był lekki jak piórko. Nietrwały w układzie, jakim trwali. Ale kiedy okazało się, że Emi żyje, postanowił zaryzykować. Postawić wszystko na jedną kartę. Znów zobaczyć Jej bladą twarz oraz podtapiać się w zielonych tęczówkach. Ponownie kochać Ją niczym nastolatek, nie przejmując się o jutro. Bo w końcu Ona Jego też kochała… Czas da rady wszystkiemu. A także zabliźniając rany po Michaelu, pchnie Polkę w stronę prawdziwej, bezgranicznej miłości, którą blondyn chciał ofiarować Emilii. Zatem zdobycie adresu tymczasowego pobytu rudowłosej od Gregora nie było żadnym wyzwaniem, choć szatyn stawiał dzielnie opór. Jednakże, skoro Thomas zaszedł już tak daleko, mógł pozwolić sobie na stracenie wszystkiego tak od razu? Nie, nie tym razem. Postanowił choć raz walczyć o własne szczęście, niekoniecznie trwające do końca Jego dni. Wystarczyłyby mu Jej najpiękniejsze spojrzenie magicznych zielonych tęczówek oraz pocałunek, który czułby na swych ustach przez resztę życia…

            Będąc na miejscu, wykonał jeden, zdecydowany ruch, naciskając dzwonek do drzwi jednego z mieszkań, znajdujących się w centrum miasta. Jego serce przybrało mordercze tempo galopu, wyczekując na wzniecenia płomienia miłości w Jego sercu bądź całkowitego odebrania nadziei, która karmiła Go przez ostatnie dni. Nadziei, że odnajdzie to, co zgubił kilka lat temu przez perspektywę postrzegania świata, którą sam w sobie wykształcił. I nadeszło przełamanie. Wezbrane fale uczuć uderzyły z impetem w Jego serce, jak i duszę. Okrągłymi oczyma patrzył na kobietę stojącą przed Nim. Te same zielone oczy, które trwały w Jego głowie. Tak samo rude włosy, jak kiedyś. Piegi rozmieszczone w takich samych miejscach, co kilka lat temu. Jedynie Jej twarz była mniej blada, a w oczach krył się wyblakły ból sprzed lat, który w bardzo ślamazarny sposób powoli opuszczał Jej życie.
-Emi…- szepnął sparaliżowany, nadal patrząc okrągłymi oczami na Polkę, której zaparło dech w piersi.- To naprawdę Ty…- niedowierzającym wzrokiem lustrował sylwetkę Emilii, nie opuszczając nawet najmniejszego szczegółu.
-Kim Pan jest?- spytała zdezorientowana, patrząc przerażonym wzrokiem na Morgensterna, który usłyszawszy słowa Polki, spojrzał na Nią spanikowany.
-Emilko, co się dzieje?- zapytał, gładząc Jej błyszczące włosy. Tak po prostu. Od tak, wyciągnął rękę w Jej kierunku, aby znowu poczuć cząstkę Jej. Tak małą i nieistotną, lecz przynoszącą Jego sercu ogromną ulgę. Ulgę nie do opisania i nie do pojęcia…
-Nie znam Pana, przepraszam- powiedziała, odsuwając się od Austriaka.- Może powinnam, ale nie mam pojęcia kim Pan jest- kiwała przecząco głową, by dać Thomasowi większą wiarę w słowa, które raz po raz wypuszczała ze swoich ust.
-To niemożliwe, żebyś mnie nie pamiętała!- powiedział głośniej, przybliżając się z powrotem do Emilii, kładąc swą dłoń na Jej bladym policzku.- Jestem Thomas. Kilka lat temu bez pamięci się w Tobie zakochałem. Później pozwoliłem sobie Ciebie stracić, ale już nie pozwolę, aby coś złego nas spotkało. Będę bronił nas z całych swoich sił…- gładził Jej policzek kciukiem, a w Jego oczach dało zauważyć się łzy, które ostatecznie nie ujrzały światła dziennego.
-Ja wiem tylko, że choruję na Alzheimera- jęknęła, czując, że pod Jej powiekami wzbierają się łzy wzruszenia, spowodowane wcześniejszym monologiem Austriaka.- Nic nie pamiętam, a chciałabym…- dopowiedziała, słysząc jedynie ciszę ze strony Thomasa.
-To nie może być prawda…- ukrył na chwilę twarz w dłoniach. Kolejna wiedza trudna do przyswojenia. Zbyt trudna…- Jesteś za młoda!- krzyknął, lecz w sposób łagodny.  
-To nie zależy ode mnie- powiedziała cicho, patrząc na chłopaka spod przydługawej grzywki.- Nie przypominam sobie niczego w tył. Moja przeszłość jest białą, czystą kartką…
-A Gregora i Aśkę jakoś zdołałaś sobie przypomnieć!- krzyknął, patrząc szklanym wzrokiem na zakłopotaną minę Emilki.- Pisałaś do nich! Szukałaś kontaktu!
-Nie krzycz…- szepnęła, czując, że staje się czerwona na oczach.
-Dobrze, nie będę- powiedział łagodniej, wciągając do swych płuc dosyć parne powietrze.- Przepraszam… Po prostu nie mogę tego pojąć…
-Rozumiem- oświadczyła, wysilając się na subtelny uśmiech, który miał na celu rozluźnienie panującej atmosfery.- W odpowiedzi na Twoje pytanie, Bartek powiedział mi, kto mógłby pomóc mi poznać swoją przeszłość. Niestety i tak na marne…- wyraźnie posmutniała.- Z każdym dniem zapominam coraz więcej. Choroba coraz bardziej się pogłębia…- przyznała, patrząc w ciemne podłoże.
-Nie wierzę w to…- rzekł ochryple, zasłaniając ręką usta.- Przecież w to się wierzyć nie chce…- wybulgotał bezsilnie.
-Przykro mi- powiedziała, znacząco odchrząkając.- Kim dla mnie byłeś?- spytała zaciekawiona, patrząc błyszczącymi, zielonymi oczami z iskierkami na blondyna, który niemalże w tej samej chwili spojrzał na Nią, ledwo powstrzymując się od płaczu. Ona naprawdę Go nie pamiętała… Nie pamiętała zupełnie nic. Nie wiedziała o liście, który do Niego zostawiła. Nie miała pojęcia o uczuciu, które Ich połączyło. Nic. Ogromne, okrągłe zero…
-Kimś kogo chyba kochałaś…- powiedział, nie patrząc na rudowłosą.- Powinnaś zapytać kim byłaś Ty dla mnie…- dopowiedział, ukrywając twarz w dłoniach.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Jej drobna, chuda dłoń znalazła się na ramieniu Austriaka, wyraźnie chcąc pomóc podnieść się blondynowi z dziury, w którą zapadł. Każde staranie byłoby jednak bezużyteczne. Jeżeli sam się nie dźwignie, nikt nie zrobi tego za Niego…
-Weźmiesz mnie za wariata…- bąknął, śmiejąc się niewesoło. Śmiech? Tak. Choć w taki sposób mógł zadrwić z losu, jak los zadrwił z Niego. Na próżno. On nie będzie w stanie odegrać się za żadne skarby świata, pomimo tego, że los właśnie odebrał mu największy skarb świata. Jego świata. Jego serca i duszy…
-Nie- powiedziała poważnie, zabierając swą dłoń z ramienia Austriaka.- Obiecuję. Wierzysz mi, prawda?- popatrzyła na Thomasa, uśmiechając się subtelnie. Zupełnie tak, jak dziecko. Niewinnie. Prawdziwie.
-Gdybyś zapytała mnie ile razy śniłem o Tobie, powiedziałbym Ci, żebyś spojrzała w niebo i policzyła wszystkie gwiazdy, a poznasz odpowiedź- powiedział nieśmiało, głaszcząc włosy Polki.
-Przepraszam, ale ja nic nie czuję…- powiedziała z grymasem bólu na twarzy.- Wydajesz się być naprawdę świetnym mężczyzną, ale… Nie układamy sobie scenariuszu naszego życia.
-Nie zmieniłaś się… Wcale- powiedział ckliwie, walcząc z łzami, które wisiały już na koniuszkach Jego rzęs.- Nie chodzi tutaj o wygląd, lecz o wnętrze… Te słowa… To, co przed momentem powiedziałaś… To zabrzmiało, jakbyś się w ogóle nie zmieniła…
-Wszystko się zmieniło, Thomas…- wychlipała żałośnie, czując spływające po Jej policzkach łzy.- I ja, i Ty jesteśmy innymi ludźmi.
-Możliwe, że tak, ale ja Cię nadal kocham!- niemal krzyknął z bezsilności.- Kocham, Emilko. Kocham, rozumiesz?!
-Nie mów nigdy, że kochasz, póki nie jesteś pewien- oznajmiła pewnie, patrząc znaczącym wzrokiem na Morgensterna. „Kocham” to słowo wielkie. Można powiedzieć, że większe niż góra. Nie można szastać nim na prawo i lewo. Wiadome jest nie od dziś, że im wznioślejsze góry, w tym większe wpada się później przepaści…
-Znowu próbujesz mi wmówić, że nie wiem co czuję. Emi! To nie złudzenie! Wiem co czuję. Skoro to uczucie przetrwało we mnie tyle lat, musi być szczere!- zbliżył się do Emilii, tak że stykali się nosami.- Obiecuję, że się Tobą zajmę…- wyszeptał.
-Nie masz pojęcia jak żyć z osobą, która jutro może nie pamiętać kim jesteś- wyszeptała, goszcząc pod powiekami jeszcze większą porcję słonej cieczy.
-Miłość nie ma ograniczeń. Będę Cię kochał zawsze- zagrzmiał stanowczo, jakby słowa Polki w jakiś sposób Go uraziły.
-Nic do Ciebie nie czuję…- chwyciła Go za rękę, by Austriak nie mógł oddalić się od Niej na większą odległość.- Ale doceniam to wszystko. Doceniam, że przyjechałeś. Doceniam Twoje wyznania. Doceniam…- szeptała ledwo, gdyż czysty głos doskonale zakłócał Jej płacz.- Ale ja mam już swoje życie, o ile można to tak nazwać…
-Znowu słyszę to samo- prychnął, odsuwając się gwałtownie od Emilki.- Mówiłaś, że kochasz! Pisałaś, że kochasz!- potrząsał za ramiona rudowłosej, chcąc w ten sposób wykrzesać z Niej resztki wspomnień, które miał nadzieję w Niej zostały.
-Przecież mówiłam Ci, że nic nie pamiętam…- wyrwała się, przestraszonym wzrokiem patrząc na Morgensterna.- To nie moja wina, że to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej… Sądzę, że najlepiej będzie, kiedy już stąd pójdziesz…- dodała po chwili ciszy.
-Ale naprawdę nic nie pamiętasz?- spojrzał Jej głęboko w oczy, by choć tam znaleźć odpowiedź na jedno z pytań w Jego głowie. By znaleźć nadzieję…
-Mówiłam Ci, że nie- odwróciła speszona wzrok.- Ale skoro mówisz, że jesteś częścią mojej przeszłości…- zaczęła, lecz po chwili przerwała, zastanawiając się nad słusznością swojej decyzji.
-Bo jestem, Emilko…- powiedział potulnie, gładząc rude włosy dziewczyny.
-Weź to, proszę- powiedziała, wyłaniając się z powrotem zza solidnych drzwi.- Ja i tak nie wiem o co chodzi w większości przypadkach, więc sądzę, że będzie najlepiej, kiedy Ty się tym zajmiesz i zrobisz z tym to, co uważasz za stosowne- powiedziała, nie patrząc ani razu na Austriaka, jednocześnie wręczając mu zeszyt, który wcześniej służył Jej jako spowiednik. Powiernik wszystkich tajemnic, strachów, radości…
-Przecież to Twój pamiętnik- zauważył natychmiast, ujmując w swe dłonie zeszyt, który wyciągała w Jego stronę Emilka.- Wyznam Ci, że przez Ciebie też zacząłem pisać coś w rodzaju dziennika, ale bardziej przypomina to pamiętnik…
-Przeze mnie?- zdziwiła się, podnosząc nagle wzrok.- A co ja miałam do tego?
-Wyśmiejesz mnie…- bąknął, lecz przy spotkaniu z karcącym wzrokiem Polki, odważył się wyznać nieco więcej niż zamierzał wcześniej.- No dobra… Powiem Ci. Otóż, kiedy zacząłem zauważać, że coraz bardziej się oddalamy… Że nie łączy nas praktycznie nic… Postanowiłem pisać ten pamiętnik, żeby choć w małym stopniu się do Ciebie upodobnić. Tak samo jak Ty do swojej matki…
-Thomas… To bardzo… Bardzo…- dukała, wycierając rękawem swojej bluzy łzy spływające po Jej policzkach.- Nie mam pojęcia jak to nazwać, ale jesteś naprawdę wyjątkowym facetem- położyła dłoń na Jego ciepłym policzku, gładząc kciukiem rozgrzaną do czerwoności skórę.
-Chyba durnym chciałaś powiedzieć- oznajmił, wtulając do siebie rudowłosą.- Czyli co teraz z Nami będzie?- spytał ze strachem, przeraźliwie obawiając się odpowiedzi na postawione wcześniej przez Niego pytanie. Pytanie, w którym jedna decyzja zaważy o całym Ich życiu. Znowu.
-A co ma być?- odsunęła się, podejrzliwie patrząc na blondyna.- Miło było Cię zobaczyć, pomimo że wcale sobie Ciebie nie przypominam, ale to tyle… Thomas, jutro nie jestem pewna czy będziesz jeszcze w mojej pamięci. Jedyne, co możemy sobie teraz powiedzieć, to „żegnaj”- w Jej oczach błyszczały łzy, a On coraz z większym trudem panował nad wstrzymaniem rozpaczliwego płaczu, który targał Jego ciałem.
-Żegnaj- powiedzieli jednocześnie, delikatnie ściskając sobie wzajemnie dłonie…

-Emi, Alzheimer?- usłyszała za swoimi plecami głos Bartka, który zagłuszał stłumiony śmiech.- Nic lepszego nie mogłaś już wymyślić?- zmierzyła smutnym wzrokiem blondyna, który wygodnie rozsiadł się w salonie swojego mieszkania.
-Chyba uduszę Gregora…- wycedziła przez zęby, opadając na skórzaną kanapę.- Nie byłam przygotowana na to, że Thomas przyjedzie… W ogóle na to, że On zna prawdę...- ukryła twarz w dłoniach, przeczesując palcami swoje rude włosy.
-Wcale nie potrafię Cię zrozumieć, Milcia- oznajmił łagodnie, mierząc wzrokiem skuloną dziewczynę.- Kochasz Go ponad życie, można powiedzieć, że bardziej niż siebie, a najpierw stworzyłaś pozory, by myślał, że nie żyjesz, a kiedy w końcu prawda wyszła na jaw, możecie żyć sobie jak w bajce, Ty okłamujesz Go znowu, że jesteś chora. To nielogiczne…
-Logiczne, Bartek, logiczne…- odezwała się, po chwili ciszy, którą poświęciła na poskładanie własnych myśli.- Zniszczyłabym Go…
-Czym?- prychnął dwa razy.- Tym, że kochacie się nawzajem? Widząc tego blondaska, miałem wrażenie, że jednak Twoja miłość jest niczym przy Nim.
-Nie nazywaj Go tak- powiedziała stanowczo.- On ma imię- przypomniała z wyrzutem, złowrogo patrząc na chłopaka, którego zachowanie jedynie Ją rozdrażniło. „Thomas”… To właśnie to imię budziło Ją każdej nocy i o każdym poranku. To imię było najczęściej obecne w Jej myślach, podczas ostatnich lat. To imię potrafiło wywołać uśmiech na Jej twarzy, jak i łzy pod powiekami.
-W takim razie, wytłumacz mi czym miałabyś Go niszczyć? Naprawdę nie umiem tego pojąć- rozłożył ręce, mocno gestykulując.- To prawda, że kobiet nie można zrozumieć.
-Ja nie umiem żyć bez Michaela- powiedziała poważnie, prostując się.- Sądzisz, że sprawiedliwe byłoby dla Thomasa, że będąc z Nim, myślałabym o Michim? Ja od razu uprzedzę kolejne Twoje złote myśli- przewróciła oczami.- Nie, nie byłoby to fair. Dusiłabym Go, nie dając szansy na normalne życie. Jeśli dał sobie radę przez minione lata, da sobie radę również resztę życia.
-Jak w szkole przetrwania- gwizdnął teatralnie.- Ale czemu Go okłamałaś? Powiedziałabyś, że nie chcesz Go widzieć i sayonara, chłopcze.
-Matko, jaki Ty jesteś przytrzymany- wywróciła oczami, patrząc z zażenowaniem w oczach na blondyna.- Zraniłabym Go tylko takimi słowami! Poza tym, znając Thomasa, nie uważałby za przeszkodę Michaela w naszym życiu. Tak jak jest, jest dobrze.
-Ale Michael to nie jedyna przeszkoda na Twojej drodze do Morgensterna, prawda?- zapytał pewnym tonem, patrząc znaczącym wzrokiem na Polkę, w sposób jakby wiedział, iż tragiczna śmierć Michaela, nie odgrywa głównej roli w decyzji rudowłosej, co do Jej wspólnego życia u boku Austriaka.
-Bartek…- wyjąkała cichutko, czując że Bartek dokładnie Ją wyczuł. Poznał co również Nią kierowało, podczas podejmowania istotnej decyzji w swoim życiu. A nie tylko swoim…- On jest skoczkiem narciarskim… Ja… Ja właściwie pochodzę z nikąd. Jestem nikim w porównaniu do Thomasa- ukryła na chwilę twarz w dłoniach, po czym przeczesała włosy palcami.- Zawsze napatoczyłaby się po drodze jakaś dziewczyna, która byłaby lepsza… Miałaby metrowe nogi, kruczoczarne włosy oraz urzekające spojrzenie. A ja? Kacze nóżki, tysiące piegów i właściwie nic więcej poza tym. Lepiej się po prostu ukrywać, niż znowu cierpieć…
-Tylko Ty ukrywasz się na drugim końcu świata…- bąknął, odwracając urażony wzrok.
-Bartek, w Sudanie ludzie potrzebują mnie jako człowieka. Mnie, słyszysz? Mnie, nie moich problemów. Tam jest mi lepiej. Zapominam o wszystkim, czego tutaj na miejscu nie mogłabym pozbyć się z głowy.
-Ale czemu wmówiłaś wszystkim, że nie żyjesz?- powiedział głośniej.- Nie sprawiałabyś bólu tylu ludziom, którym na Tobie zależy!
-To po prostu wygoda… Nikt nie próbował mnie szukać. Każdy w spokoju mógł zapomnieć… - rzekła spokojnie, nie wzruszona na podniesiony głos Bartka.- Kiedy sytuacja się uspokoiła, poinformowałam wszystkich, których trzeba było, jaka jest prawda i tyle. Głównie chodziło mi tutaj o Thomasa… Wystarczająco zraniłam Go wieścią o ślubie… A przecież wierzyłam mu. Wierzyłam, że mnie kocha… Ufałam, rozumiesz? Jeśli miałam taką świadomość, byłam pewna, że kiedyś wróci i zawita w moim życiu po raz kolejny. Nie mogłam na to pozwolić. I ja, i On musieliśmy rozpocząć życie od samego początku. Ja z Michim w sercu, a On z Aśką u boku…- ukryła twarz pod swoją grzywką, by nie spotkać się ze spojrzeniem przyjaciela.- Kacper też nie przez przypadek nie zna prawdy do dnia dzisiejszego. Zauważyłeś, że po mojej „śmierci” założył rodzinę, przestał pić? Wszystkim było to potrzebne, a jednym elementem z mojego starego życia jesteś Ty oraz Gregor. Miała być także Aśka, ale… Przestała odpisywać na wiadomości… Całkowicie urwała kontakt, ale to Jej życie- mówiła ze smutkiem w głosie.- A ja jeszcze nie podziękowałam Ci za to, że wcieliłeś się w rolę lekarza, który obwieszcza moją śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach- uśmiechnęła się blado.
-Nie przypominaj mi nawet tego- zagrzmiał.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak było ciężko…
-Ale Ty wiedziałeś, że żyję- rzekła, gładząc delikatnie Jego jasne włosy.- Wiedziałeś także gdzie jadę. Wiedziałeś, że chcę tam pomagać tym biednym ludziom, więc działałeś w słusznej sprawie.
-Przepraszam Cię za to, że wtedy wymusiłem na Tobie ten ślub…- powiedział z żalem, którym obarczał najbardziej swoją osobę.
-To nie Twoja wina!- wyrwała się szybko, zbliżając się gwałtownie do blondyna, przeglądając się w Jego niebieskich tęczówkach.- Nie masz prawa mnie usprawiedliwiać. Ja nie byłam małą dziewczynką. Wiedziałam na co się piszę.
-Myślałem wtedy, że już umieram… A wtedy… Tak strasznie się bałem, rozumiesz?- patrzył w Jej zielone oczy, przypominając sobie ten straszny okres swojego życia, w którym jedyną bliską osobą była dla Niego tylko Emilia.- Bałem się, że umrę sam… A małżeństwo? Małżeństwo zmusiłoby Cię wtedy do tego, byś ze mną była…
-Ty, egoistyczna bestio- zaśmiała się, gładząc chłopaka po plecach.- A teraz popatrz… Znalazłeś prawdziwą miłość, niedługo będziesz ojcem, wyniki badań są tylko lepsze… A Ty już zakopywałeś się do piachu.
-Zapomniałaś dodać, że posiadam najlepszą przyjaciółkę pod słońcem- wystawił podstępnie język, przytulając do siebie delikatnie rudowłosą.- Szkoda tylko, że widuję Ją raz na kilka lat… Kiedy wracasz do Sudanu?
-Za kilka dni- odparła ze smutkiem. Czemu Jej życie musiało tylko biec? Biec w morderczym tempie, jednocześnie uciekając przed okrutnym losem, który zgotował dla Niej los. A miała się teraz poddać w połowie drogi, kiedy jest już nadzieja, że może niebawem ujrzy brzeg? Nie, nie ujrzy. Chwila ulgi nie przyjdzie już nigdy. Thomas. Michael. Dwaj mężczyźni, którzy na zawsze przejęli Jej serce. Którzy uczynili Ją swoją. Na wieczność. Na zawsze. A słowo „zawsze” nie jest obojętne. Jest obietnicą, którą należy dotrzymać już do kresu swojego życia. I teraz, kiedy przestała wierzyć, że ponownie straci oddech duszy przez poryw serca, nagle pojawił się Thomas, przy którym wszystkie wspomnienia odżyły. Jego niebieskie tęczówki, blond włosy, które wcale się nie zmieniły. W ogóle. Zostały takie same, jak je zapamiętała. Oprócz jednego szczegółu. Bólu ukrytego wewnątrz Jego tęczówek. Jakby był On tam obecny od bardzo długiego czasu. Jak gdyby nauczył się z nim żyć. Jakby był w Jego życiu stałym gościem… Co poczuła, kiedy Go zobaczyła? Strach. Bała się tego, że kiedy kolejny raz gdzieś przypadkiem Go spotka, nie wytrzyma i w końcu wykrzyczy mu jak bardzo jest dla Niej ważny. Jak bardzo tęskni za Nim co noc i podczas trwania każdego dnia, który przeżyła od tamtego pamiętnego dnia, gdy się rozstali. Obawiała się, że wtedy nie będzie w stanie powstrzymać łez i nie pohamuje silnej potrzeby wtulenia się do Jego torsu. Pomimo tego, że wyjechała tak daleko, kochała nadal. Przed miłością nikt nie ucieknie, choćby schował się w największej dziurze na końcu świata. Kochać będziemy nadal. Tak samo Emilka. Wyjechała do Sudanu, by pomagać ludziom, którzy naprawdę tego potrzebowali, lecz nawet tam nie zapomniała ani o Thomasie, ani o Michaelu. Miłość nie jest wieczna. Wieczna jest jedynie pamięć o tej miłości…

            Teraz tylko w Jego głowie istnieje marne wyobrażenie raju. Tylko w Jego głowie istniał wymarzony Eden, w którym istnieli Oni. Ona i On. Razem. Emila i Thomas. Lecz teraz prawdziwie mógł widzieć wielu ludzi, lecz w tym tłumie nie było Ich. Nigdy nie będzie… Nigdzie, oprócz w Jego głowie. Bo na to, że Emilka myśli o Nim, nie mógł mieć nawet najmniejszej nadziei. Wszystko runęło. Wszystko przeminęło. Zostało zdmuchnięte, niczym świeca. Wspomnienia. Jej twarz… Powoli czas zacznie zacierać wszystkie obrazy, zważywszy na to, że całkowicie wszystko w Nim umarło. Wszystkie uczucia, którymi mógł się pochwalić. Być czasem dumnym, bo niewiele ludzi potrafi je w sobie posiadać. A On miał… Był tym szczęściarzem, że potrafił czuć i kochać, lecz życie najwidoczniej nie do końca to pochwalało…
            -Czyli mówisz, że Emi Cię nie pamięta?- spytał dla jasności szatyn, upijając łyk zimnej, orzeźwiającej wody.- Nic a nic?- dopytywał ciągle, chcąc uzyskać pewność, że Emi i Jej tajemnica może być bezpieczna, nie wtajemniczając w nią Morgensterna.
-Zero…- powiedział podłamany, opierając o łokcie swą głowę.- Na początku to było dla mnie niemożliwe, ale nie udawałaby… Nie miałaby powodu- powiedział pewnie, powodując wewnątrz Gregora jeszcze większe zgryzoty.
-Dokładnie- potwierdził dosyć niepewnie.- Choroba nie wybiera- jęknął, nie wierząc, że dał się wciągnąć w tę grę rudowłosej.- Co teraz?
-A co ma być?- spojrzał niezrozumiałym wzrokiem na szatyna.- Nie skoczę z mostu. Mam Lilly- a chciałby. Pragnął znaleźć ukojenie dla swej duszy w ramionach śmierci. Takie wyjście byłoby dla Niego najlepsze. Najmniej bolesne, ale… Czy mógłby osierocić własną córkę? Teraz żył tylko dla Niej. Tylko Ona była dla Niego powodem do podjęcia dalszej walki o swoje życie. Ich życie. Jego i Lilly.
-Nie o to mi chodzi- przewrócił oczami.- Zamierzasz nadal być z Aśką?- zapytał bez zbędnych wstępów, ciekawsko zerkając na blondyna.
-Nie- odpowiedział szybko, nie wahając się nawet sekundy.- Nie mogę być z kobietą, która nie akceptuje mojej córeczki. Szkoda, że zauważyłem to dopiero teraz, kiedy tak wiele się zdarzyło- spojrzał na szatyna porozumiewawczym wzrokiem, jakby chciał przekazać mu, jak bardzo żałuje zrujnowania Ich cennej przyjaźni dla Aśki.
-Pytałem tylko dlatego, bo widziałem Ją dziś z którymś z Norwegów- wyjaśnił szybko, aby w głowie blondyna nie narodziły się niepotrzebne podejrzenia bądź przypuszczenia.- Paradoks, bo gdyby nie Emi, nadal trwałbyś w tym chorym układzie- odezwał się z zadumą po chwili.- To aż dziwne, że ta dziewczyna ciągle Cię przed czymś ratuje, nawet o tym nie wiedząc- mimowolnie uniósł kąciki ust ku górze.
-Masz rację- przytaknął blondyn.- Nikomu wcześniej o tym nie mówiłem, ale mam zamiar wrócić do Kristiny. Albo chociaż starać się o Jej względy- przyznał pewnie, jakby w głowie miał już dokładnie opracowany plan działania, co do reszty swojego życia, którą będzie zmuszony spędzić bez rudowłosej Polki przy boku.
-Powodzenia- powiedział pod nosem Schlierenzauer, nadal nie patrząc ani razu na blondyna. Ten jeden raz w życiu, musiał się przyznać, że brakowało mu odwagi. Bał się, że jeśli blondyn spojrzy na Niego zaciekłym wzrokiem, rozszyfruje Jego tajemnice. Ale czy były one właśnie Jego? Nie, były Emilki, lecz to On stał się ich głównym powiernikiem. Ciężkie brzemię przyszło mu nosić, lecz duma, że to On z nielicznych stał się ich godzien, napawała Go od środka.- Morgenstern, to że pomogłem Ci z Emi, nie oznacza, że między nami wszystko naprawione- zaczął poważnie.- Robiłem to tylko i wyłącznie z myślą o Emi. Nic więcej. Jest moją przyjaciółką. Zawsze nią była i będzie, więc my nadal możemy toczyć topór wojenny, bo ja nie zamierzam tak łatwo o wszystkim zapomnieć.
-Jasne… Rozumiem…- wykrztusił ledwo, posiadając na swej twarzy wyraźny grymas bólu. Przez krótki moment… Krótką chwilę… Tak krótki czas, miał jeszcze krztę nadziei, że odzyskał przynajmniej przyjaciela. Nie od razu i nie w stu procentach, lecz Gregor byłby obecny w Jego życiu. Pomagał. Wspierał słowem. Doradzał. Był. Czuł, że miałby na kogo liczyć, lecz wszystko już dawno się skończyło. Czasu nie da się oszukać. Nie można udawać, że nas nie dotknął. Ich przyjaźń została pogrzebana już lata temu… Lecz czy Gregor nie miał racji? Czy przyjaciel, osoba, która zna nas najlepiej, posądza o coś, czego nigdy w życiu byśmy się nie dopuściliśmy?- Powinieneś się zakochać. Mówię Ci, wspaniałe uczucie. Czasem się pocierpi, ale później człowiek dojdzie do wniosku, że było warto- powiedział ochryple Thomas, po czym wolnym krokiem oddalał się od szatyna.
-Miłość- prychnął.- Gdyby to jeszcze istniało…- bąknął pod nosem, po czym ślamazarnie podniósł się z ławki, wyrzucając przy okazji do pobliskiego kosza butelkę po wodzie, lecz gdy odwrócił wzrok, poczuł, że coś uderzyło w Niego z impetem. On pozostał na stabilnych nogach, lecz czy druga ze stron też?
-Uważaj jak chodzisz- usłyszał cienki głos, który wydobywał się z piętra niżej, niż znajdował się On. Zdezorientowany rozglądał się wokoło, kiedy jak spod ziemi, wyrosła przed Nim drobna postać zielonookiej szatynki, która mierzyła Go łagodnym wzrokiem.
-Przepraszam- wyjąkał, czując galop serca w Jego klatce sercowej.- Tak w ogóle, to jestem Gregor- wyciągnął swą dłoń w kierunku dziewczyny, siląc się na nerwowy uśmiech.
-Ann- przedstawiła się, szeroko uśmiechając się do Austriaka, po czym umiejętnie Go wyprzedziła, podążając dalej przed siebie.
-Ann, co robisz dzisiaj wieczorem?!- krzyknął za dziewczyną, szybkim tempem idąc Jej śladami. Bo to właśnie miłość. Nie jest wiadomo gdzie, nie wiadomo jak, ale nas dopada, nawet jeśli jesteśmy zdania, że ona nie istnieje. Miłość jest i ma się bardzo dobrze. Bo nieważne ile zarabiasz, gdzie mieszkasz, czy jakim samochodem jeździsz. Czy jesteś osobą grubą czy chudą, wysoką czy niską, ładną czy brzydką, bogatą czy biedną, bystrą czy niekoniecznie. Kochamy za to kim jesteśmy wewnątrz. Za oblicze, które nawet dla nas jest wielką niewiadomą. Jak kochamy, to kochamy! Nie zważając na nic. Bo miłość jest najpotężniejszą magią…

__________________________________

Koniec, Kochane… Koniec. Taki definitywny koniec, zwieńczony powyższym epilogiem. 
Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, co teraz tutaj napisać. Nienawidzę pożegnań, zwłaszcza tych, które tak wiele mnie kosztują. Bo w końcu żegnam się z jednym z moich dzieci, któremu podarowałam ogromny kawałek mojego serca.
Ale… Nie byłoby niczego bez Was, moje najdroższe czytelniczki.
Każda jedna Wasza opinia, nawet najkrótszy komentarz był dla mnie cenny tak, jak jeszcze nic innego na tym świecie. To, że chciałyście się ze mną dzielić swoimi spostrzeżeniami sprawiało, że szłam do przodu. Rozwijałam się twórczo pod wpływem Waszego słowa i naprawdę nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo jestem Wam za to wdzięczna. Moje słowa nie są w stanie oddać tego, co czuję w stosunku do Was. 
To Wy dałyście mi motywację, energię oraz uśmiech, który pojawiał się za każdym razem na mojej twarzy, gdy zobaczyłam nową opinię na temat tego, co piszę.
W szczególności chcę podziękować tym, które były ze mną od samego początku.
Ann, Kolorowa Biel, Młoda, Stoned Happiness, Panna Boop, Misi Marta, Szalona Fanatyczka  Schneiderowa, Gess, Miris, Julka Nowak, Bella Lada, Lovely, Pauline i mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam, ale to już wiecie… Emocje. 
Kochane! Dziękuję. Nie umiem powiedzieć nic innego, niżeli to jedno słowo. Dziękuję! Jesteście wspaniałe i taka jest prawda. Macie naprawdę ogromny udział w tworzeniu tego opowiadania. Dziękuję jeszcze raz…
Teraz, kiedy to już koniec, również proszę Was o to, byście podzieliły się ze mną swoimi opiniami na temat tego epilogu, jak i również całego opowiadania.
To nie muszą być koniecznie długie komentarze. Wiedźcie bowiem, że każda opinia jest niezwykle budująca. Nieważne czy jest to jedno słowo, czy istny esej. Za to i za to jestem Wam dozgonnie wdzięczna. Każdy ślad Waszej obecności jest pokrzepieniem i weną. Tak, bo to właśnie Wy, moi czytelnicy, jesteście moją inspiracją.
Korzystając z okazji, chciałam zaprosić Was na nowy projekt, którego przedsięwzięcia się podjęłam. Zapraszam Was z całego serduszka na:

Tam więcej szczegółów. ;)
Nie mogę również zapomnieć o mojej najdroższej pociesze, tworzonym wspólnie z moją najwspanialszą wspólniczką- Ann.♥
Ten, kto nie był, zapraszam gorąco. Mam nadzieję, że zajrzycie.♥

Bądź silny! ♥ 

Więc już w żaden sposób nie mogę zwlekać z pożegnaniem, ale chciałabym się z Wami przegnać choć raz z pozytywnym akcentem!


 
Kolejny raz dziękuję.♥ Podarowałyście mi niezwykłą przygodę... 

Ostatni raz żegnam tutaj, 
na zawsze Wasza Klaudia.



sobota, 27 grudnia 2014

Dwudzieste trzecie zaklęcie. ♥




„Tęsknię. Pytanie: czy Ty chorujesz na to samo?”

Kilka lata później… 

            -Naprawdę nie rozumiem w czym może przeszkadzać Ci Lilly!- warknął rozdrażniony podczas kolejnej kłótni ze swoją partnerką, którą powtarzali już wiele razy, a która zarazem kończyła się tym samym.
-Ciągle u nas przesiaduje. I jeszcze wspólne wakacje?- prychnęła z niezadowolenia.- Chyba sobie żartujesz- nadal trwała uparcie przy swoich racjach, nie zamierzając ustąpić ani zawrzeć żadnego kompromisu.
-Lilly jest moją córką!- ryknął na całe gardło, coaz bardziej zdenerwowany zachowaniem Polki.- Jak na razie to Ona jest najważniejsza w moim życiu, więc radziłbym Ci się do tego przyzwyczaić i ustosunkować!
-A ja radziłabym Ci w końcu traktować mnie poważnie!- również Jej głos przerodził się w krzyk, który był ujściem wszystkich skrajnych emocji, którymi była wprost przepełniona od środka.
-Przepraszam Cię bardzo… Chcesz powiedzieć, że mam wybierać, tak?- zaśmiał się niewesoło, słysząc żądanie Aśki. Co prawda, nie było  powiedziane wprost, lecz ukryte pomiędzy wierszami.- Ty albo Lilly? Dobrze zrozumiałem?- pytał, jakby szukając nadziei, że w realnym świecie Jego przypuszczenia okażą się błędem. Pomyłką. Czymkolwiek, byle nie prawdą…
-Tak, Thomas, dobrze zrozumiałeś!- wrzasnęła podirytowana, gwałtownie podnosząc się z kanapy.- Lilly jest fajnym dzieckiem, ale ja nienajlepiej znoszę spotkania z Nią- powiedziała, odwracając urażona wzrok.
-Nienajlepiej znosisz spotkania z Lilly?- zaśmiał się sarkastycznie, niedowierzająco patrząc na szatynkę.- Że co? Chcesz powiedzieć, że życie zatruwa Ci mała dziewczynka? Wymyśl coś lepszego, żeby się czepiać, ale oszczędź sobie takich tekstów.
-Weźmiesz kiedykolwiek moją stronę?!- pisnęła, patrząc z zawziętością w oczy blondyna.- Ciągle tylko Lilly to, Lilly tamto! Ogarnij człowieku, bo naprawdę nie mam ochoty tego dłużej słuchać!
-Jeśli coś Ci nie pasuje, proszę bardzo. Drzwi otwarte. Wyjdź i nie wracaj. Nie będę żałować związku z kobietą, która nie akceptuje mojego dziecka!- wrzasnął zdenerwowany, przeczesując swoje włosy palcami, co było aktem jedynie bezradności, którą odczuwał.
-Czyli ze ślubu nici?- spytała spokojnie, zakładając ręce na piersi. Wiedziała, co było słabym punktem blondyna. Wiedziała ile znaczy dla Niego ślub. A może raczej próby przekonania Ją do małżeństwa.
-Nie- powiedział stanowczo, czując zjeżenie włosków na Jego karku.- Byłyby nici, gdybyś chociaż raz przyjęła moje oświadczyny!- przestał liczyć ile razy okazywał swe uczucia dziewczynie, która tak wiele razy Go raniła, nie tylko słowami, lecz przede wszystkich zachowaniem. Ile razy próbował, deklarował swe uczucia, Aśka zawsze odrzucała Jego oświadczyny, a starania uważała za nic. Ślub… Dla Niego było to coś ważnego. Akt miłości, scementowany przysięgą, której nie można łamać. Czy na pewno tego chciał? Tak. Był zdania, że jeśli teraz nie ułoży sobie życia z szatynką, nigdy już tego nie zrobi. Teraz albo nigdy… Na więcej związków najzwyczajniej nie miałby sił. A przecież każdy człowiek potrzebuje oparcia, przy którym ze spokojem mógłby się zestarzeć…
-Masz już odpowiedź czemu nie chcę tego zrobić- warknęła rozdrażniona. Temat ślubu był dla Niej zbyt poważny. Nie chciała tak szybko pakować się w coś tak zobowiązującego jak małżeństwo. A przede wszystkim, nie miała pewności, że chce tego dokonać właśnie z Thomasem.
-Bo mam dziecko?- popatrzył na szatynkę zdziwionym wzrokiem.- Trzeba było znaleźć sobie faceta, który jest wolną duszą, która nie dba o nic ani nikogo, pokazując przy tym tylko swoją niedojrzałość i nieodpowiedzialność. A nie… Czekaj… Ty już kogoś takiego miałaś. Gregor miał na imię, nie mylę się, prawda? I co? Pamiętasz jak było? Uciekłaś od Niego szybciej niż zdążyłaś tutaj przyjechać!
-Wyjdź stąd!- krzyknęła, opadając na kanapę. Tamten okres czasu wydawał się być dla Niej skończony raz na zawsze. Zamknięty dwa lata temu, kiedy to przyjaźń Gregora i Thomasa ostatecznie się skończyła, a Ona zaczęła układać sobie życie z Morgensternem. Jak widać, pamięć Thomasa chętnie wracała do tamtych chwil…
-To mój dom- zauważył blondyn, z pogardą patrząc na Joannę. Zadał Jej cios, ale czy Ona nie robiła mu tego za każdym razem? Każdego dnia? W każdej chwili, kiedy spojrzała mu w oczy, mówiąc: „Nie wyjdę za Ciebie za mąż. To nie to, czego szukam.”.
-To nasz dom!- nadal krzyczała, nerwowo uderzając pięścią o skórzaną kanapę.- Odkąd jesteś ze mną w związku- wycedziła gorzko, zawieszając swój wzrok na blondynie.
-Nie będę grać w Twoją grę. Nie zniżę się do Twojego poziomu, Aśka- powiedział nieco ciszej, po czym w domu został po Nim jedynie rozchodzący się dźwięk trzaśnięcia drzwi. 

            Ilu ludzi w swoim życiu miało taki moment, kiedy nie wiedzieli, co dokładnie czują? Kiedy gubili się we własnych myślach, uczuciach i emocjach? Ilu ludzi odrzucało wszystkich, nawet partnera, ponieważ brakowało im w niesamowity sposób kogoś innego? Stracił w swoim życiu wiele osób. Stracił tę osobę, którą żaden człowiek nie powinien stracić w swoim życiu. Osobę, którą kochał. Starał się nie myśleć o Niej. O rudowłosej, zielonookiej Emilii, lecz łatwo było tylko powtarzać sobie: „Stary, nie myśl o Niej. Skończyłeś ten rozdział w swoim życiu już dawno”. Mówić można. Trudniej te słowa wdrążyć w życie. A mówią, że jeśli coś w życiu było dla nas na tyle ważne, że nie możemy o tym zapomnieć, ludzie powinni pamiętać, że to musi kiedyś wrócić. W innej postaci, w innym miejscu, innej osobie, lecz ma obowiązek wrócić i wróci. A Jego powrotem była właśnie Aśka. Kobieta, która wywróciła Jego życie do góry nogami. To właśnie przez Nią stracił przyjaciela. Już na zawsze. Stracił wraz z szansą na odzyskanie bratniej duszy, którą był Gregor. Próbował. Zagadywał szatyna na ulicy, przed i po treningach, lecz Schlierenzauer dawał mu wystarczająco jasne znaki, że nie chce mieć z Nim nic wspólnego. Stracił grunt pod nogami. Został sam, a jedyne kogo miał to Lilly. Bo Aśka w ostatnim czasie nie zachowywała się jak osoba, której może zaufać, wierzyć, a przede wszystkim- kochać… 

            -Gregor, błagam Cię porozmawiajmy- kolejny raz postanowił spróbować. Źle czuł się posiadając wrogów, tym bardziej w postaci byłego przyjaciela, którego kiedyś wiele Go z Nim łączyło.
-O czym Ty chcesz, do cholery, rozmawiać?- sukces. Uczucie triumfu zapanowało wewnątrz blondyna. Czemu? Bo w końcu Gregor Go zauważył. Odezwał się, co kiedyś było niemożliwe. Usłyszenie Jego głosu było czymś w rodzaju wewnętrznej ulgi, że może jednak nie wszystko stracone…
-Mam kłopoty. Nie mam z kim o tym pogadać…- przyznał szczerze, nie przejmując się tym, że zaraz może zostać wyśmiany przez szatyna. Tylko szczerością swoich intencji, mógł cokolwiek ugrać korzystnego w skutkach dla siebie.
-To chyba zwracasz się do złej osoby- powiedział poważnie szatyn, odwracając wzrok.- Idź do przyjaciela- dodał z lekką urazą, nadal nie patrząc na Thomasa.
-Nie mam żadnego przyjaciela ani nawet znajomego- powiedział podłamany, lustrując wzrokiem każdy, nawet najmniejszy, ruch ze strony szatyna.- Aśka mnie podtruwa…
-Powinieneś znaleźć sobie innego rozmówcę, jeśli chcesz rozmawiać o swoich problemach w związku- warknął drażliwie, ruszając gwałtownie przed siebie. Niby wiele wody upłynęło w rzece od wydarzeń, które raz na zawsze zmieniły Jego życie, a jednak nadal nie umiał zapomnieć, wybaczyć…- A przynajmniej nie takiego, którego dosyć ładnie obiłeś, podczas pierwszej konfrontacji- dopowiedział z wyrzutem.
-Przecież to Ty katowałeś Aśkę!- ruszył śladami Schlierenzauera, nadal podejmując walkę, w której na samym starcie znajdował się na przegranej pozycji.- Jak miałem postąpić, kiedy wtargnąłeś do mojego domu i zacząłeś traktować Ją jak swoją własność?
-Nigdy w życiu nie uderzyłem Aśki!- ryknął na ile miał sił.- Nigdy w życiu nie uderzyłbym żadnej kobiety, więc nie rozumiem jak w ogóle obydwoje macie czelność mnie o coś takiego oskarżać!- to, co tak wiele lat zalegało w Jego duszy… Te oskarżenia, które czyniły z Niego tyrana… Nie mógł o nich zapomnieć. Przyzwyczaić się do tej myśli. Dokładnie tak, jak się zarzekał, nigdy nie pomyślałby nawet o zmuszeniu do czegokolwiek kobiety biciem. A później? Co się okazało? Został właśnie o coś takiego oskarżony. Przez kogo? Człowieka, który znał Go najlepiej… To zadało największy ból.
-Aśka twierdzi inaczej- powiedział oschle, nadal próbując zrównać krok z szatynem.
-Czy widziałeś kiedyś na Jej ciele choć jeden siniak?!- zatrzymał się nagle w miejscu, patrząc głęboko w oczy blondynowi, który pogrążył się w zamyśleniach, analizując dokładnie każdą chwilę z tamtego okresu swojego życia. I cisza… Martwa cisza, podczas której w głowie każdego wręcz parowało.- No właśnie- odezwał się ponownie Gregor, w odpowiedzi na brak słów ze strony Morgensterna, po czym z urażonym wyrazem twarzy ruszył przed siebie.
-Czemu miałaby kłamać?- zapytał, nie mogąc przyswoić wiedzy, która została mu właśnie przekazana. Czyżby dwa lata swojego życia spędził po uszy w kłamstwach?
-A czemu wrabiała Cię w gwałt? Od zawsze Jej się podobałeś- prychnął zażenowany szatyn.- Domyśl się reszty…
-Wykorzystała Ciebie, żeby zbliżyć się do mnie…- powiedział jakby sam do siebie, tępo patrząc przed siebie.- Nie mogę w to uwierzyć… Dałem się podejść jak małe dziecko…
-To nie Twoja wina- powiedział pewnie, a Jego głos po raz pierwszy od tylu lat, pozbył się nutki żalu.- Aśka to cwana bestia. Wszystko dokładnie sobie obmyśliła. Wykorzystała tylko swoją ładną buźkę i długie nogi i w taki sposób zrobiła z Nas dwóch frajerów.
-Teraz ma pretensje do mnie o to, że zbyt dużo czasu spędzam z Lilly. Możesz to zrozumieć?- powiedział bezsilnie, ukrywając na moment twarz w dłoniach. To, co przed chwilą odkrył kompletnie sparaliżowało Jego myśli i uczucia.
-Nie- odpowiedział zamyślony.- Pójdę już- ruszył przed siebie wolnym krokiem. Dla Niego to również nie była łatwa sprawa. Wiele cierpiał. Wiele nienawiści włożył w ostatnie lata życia, a teraz? Teraz nagle zaczęło mu być szkoda Thomasa…
-A Tobie jak układa się z Sandrą?- zapytał, chcąc jak najdłużej zatrzymać przy sobie szatyna. Kilka słów wystarczyło mu, by rozbudzić wspomnienia z czasów, kiedy byli sobie niczym bracia. Nie mógł tak łatwo i dobrowolnie  z tego zrezygnować.
-Jest dobrze- powiedział pewnie.- Tak, jakby Aśki w moim życiu nigdy nie było- dodał, nieco zadowolony z tego faktu.
-Byłem zdziwiony faktem, że po tym, jak Ją zostawiłeś dla Aśki, Ona znowu Ci wybaczyła- przyznał, patrząc wyczekująco na reakcję szatyna.
-Sam byłem zdziwiony. Ale nikomu nie będzie Jej tak dobrze, jak ze mną. I na odwrót. Mam wszystko na miejscu, więc nie mam prawa narzekać- spojrzał po raz kolejny na Thomasa penetrującym wzrokiem. Wyjawić prawdę?- Thomas…- zaczął nieco zmieszany, stawiając czoła wszystkim wewnętrznym przeszkodom, które napotkał.- Skoro żyjecie z Aśką tak, a nie inaczej… Sądzę, że nie powiedziała Ci, że…- dukał ledwo, nie wiedząc czy kilkoma słowami nie zmieni dotychczas stabilnego na swój sposób życia Morgensterna.
-Że…?- poganiał zaciekawiony Thomas.
-Że Emilka jednak żyje… Nie mogę Ci niczego więcej wyjaśnić, ale powiem, że żyje. Ma się dobrze… To tylko głupia pomyłka. Brat Emilki pomylił się… Chodziło o coś całkiem innego…- powiedział, spuszczając wzrok na zielone podłoże. Wiedział od samego początku. Był dumny, że Emi zaufała mu na tyle, by wyjawić mu całą prawdę. Był z dziewczyną w stałym kontakcie. Dużo rozmawiali, wymieniali wiele wiadomości. Stali się sobie bardzo bliscy. Można powiedzieć, że jak przyjaciele… Lecz nie popierał jednego. Nie mógł zaakceptować, że Emilka kazała walczyć Thomasowi z wewnętrzną żałobą po sobie, której być nie powinno z prostej przyczyny. Bo Emilka żyła i miała się całkiem dobrze…

            Czym w dziś jest piękna, czysta dusza? W dzisiejszym świecie ludzie jedynie obrzucają się błotem kłamstw, w których przyjdzie żyć innym. Bo wiadome jest w końcu, że by utrzymać jedno kłamstwo, należy wymyśleć ich następny stos. Ku zdziwieniu, kłamstwo jest najgorszą rzeczą, którą posługuje się człowiek, aby udowodnić innym, że mówi właśnie prawdę. Paradoks życia? A jak miał się czuć Thomas? Przyzwyczaił się, że Emilki nie ma na tym świecie. Wiedział, że muszą wystarczyć mu jedynie wspomnienia zachowanie w Jego głowie. Aśka była jedynie swojego rodzaju „wyjściem awaryjnym”, by na starość nie zostać całkiem sam. Bo Jej podobno na Nim zależało. Podobno… A On sam nie umiał zaangażować się w żaden związek w stu procentach. Jego serce do grobu ze sobą wzięła Emi. Tylko… Ona nie leżała zimna w grobie. Ona żyła. Nic nie rozumiał. Widział wokół jedynie mrok. Wszystko zostało zaduszone. Powoli zaczynał zapominać jak żyć. Wszystkie Jego wizje okazały się być nieprawdziwe. Fałszywa miłość. Sztuczna śmierć. Kłamstwa odbierające rozum… Nie ma na tym świecie już nic, czego nie dałoby się podrobić… Zewsząd nadchodzą tylko kopie. Nędzne złudzenia, tworzące plastikowe uczucia…
-Co Ty sobie, do cholery, myślisz?!- wrzasnął na powitaniu, przekraczając próg własnego domu.- Jak długo zamierzałaś ukrywać przede mną prawdę?! Za jakiego frajera Ty mnie masz?! Myślałaś, że się nigdy nie dowiem?!- wrzeszczał nieopanowany, błądząc po dużym domu, zamierzając odnaleźć Aśkę, by móc spojrzeć w Jej kłamliwe, brązowe tęczówki, które tak długi czas jedynie Go zwodziły…
-O czym Ty mówisz?- spytała spokojnie, wychodząc z łazienki, niezrozumiale obserwując poczynania zdenerwowanego blondyna.- Ostatnio chyba jakiś ciut nerwowy jesteś.
-Emilka żyje! Wiedziałaś o tym!- chwycił szatynkę za ramiona, dosyć gwałtownie Nią potrząsając.- Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?! Co z Ciebie za człowiek?!
-Walczący o swoje- odgryzła się, patrząc zawzięcie w oczy blondyna.- Jakieś półtora roku dostałam e-mail od Emi. No to co?- łagodnie odsunęła się od Thomasa, poprawiając koszulkę, którą pomiął na Niej Austriak.
-Jak rozumiem nie zdziwiło Cię to?- zapytał zgorzkniale.- Codziennie dostajesz wiadomości od ludzi zza światów, tak?- zaśmiał się sarkastycznie, nerwowo błądząc po korytarzu w tę i z powrotem.- Pozdrowienia od Świętego Piotra są dla Ciebie normą?!
-Po co miałam Ci o tym mówić?- bąknęła lekko rozdrażniona.- Gdyby chciała mieć z Tobą kontakt, napisałaby i do Ciebie- założyła ręce na piersi, cwanie się przy tym uśmiechając. Blondyn słysząc Jej słowa, przystanął na chwilę w miejscu. Jedyne co poczuł to ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Serce… Czy ono jeszcze tam było?
-Co nie zmienia faktu, że nie powiedziałaś mi nic!- krzyknął, bo tylko krzykiem potrafił w małym stopniu wyrazić to, co czuł.- Ba, Ty w ogóle śmiałaś wmawiać nam wszystkim, że umarła!
-Nie pozwalaj sobie, jasne?!- powiedziała głośniej, lecz nie można było nazwać tego krzykiem.- Nie żartowałabym ze śmierci przyjaciółki. Po za tym, do czego potrzebna była Ci ta wiedza? Co? Miałam znowu patrzeć jak ode mnie lecisz do Niej?- zaśmiała się kąśliwie.- Nie, takie numery nie ze mną.
-Czy Ty siebie słyszysz?!- nadal krzyczał. Każde słowo jednocześnie przynosiło ulgę, jak i sprawiało strach. Miał pewność, że Emilka żyje, lecz po co była potrzebna mu ta wiedza? Czy na wszystko nie jest już za późno?- Nie mów już nic więcej. Poniżasz się coraz bardziej- bąknął pod nosem, po czym skierował swe kroki w stronę sypialni.
-Co Ty robisz?!- zareagowała szybko szatynka, widząc, że blondyn pakuje swoje rzeczy do podręcznej walizki.
-Domyśl się- prychnął, wychodząc z sypialni.
-Czyli co?- zbiegła za Nim szybko po schodach.- To koniec Nas?
-Ja tego nie powiedziałem- rzucił w pośpiechu, po czym wyszedł z domu, wsiadając do swojego samochodu.
-Masz ultimatum!- krzyknęła, wybiegając za Austriakiem.- Albo ja, albo Ona- wycedziła gorzko, nawiązując stały kontakt wzrokowy z Thomasem, któremu decyzja nie zajęła więcej niż pół sekundy…

_________________________________________

Tam, taaa, dam!
Ostatni rozdział, moje kochane. Przed nami został jedynie epilog i będziemy się definitywnie żegnać z Emilką i spółką… A i również Wy dowiecie się jak to dokładniej było. :)
Jak na razie- komentujcie! Bardzo chcę poznać Wasze opinie na ten temat.♥ 
Aaaa! Jutro pierwszy konkurs TCS! 
No po prostu para Michi- Gregor mnie dobiła. Naprawdę! 
Macie już swoich faworytów? ;)) 

We wtorek przybędę do Was z ostatnim zaklęciem. 
O ile przetrwam jutrzejsze zawody...
 Trzymajcie się ciepło! ♥