„Teraz
już nigdy w pełni nie ułożę puzzli swego życia.
Zawsze będzie brakowało jednego elementu - Ciebie.”
Zawsze będzie brakowało jednego elementu - Ciebie.”
Każdy wie, jak boli upadek, kiedy dno
jest bliżej niż dalej, a powietrze dławi, nie dając życia. Każdy wie ile łez
kosztuje miłość, która bez słonych kropli na policzkach, wbrew pozorom, czyni
ją jeszcze piękniejszą i wyjątkową. Każdy wie jak bardzo dobija samotność,
która przydarzyć może się nawet wśród tłumu ludzi, którzy nas otaczają. A pewne
jest to, iż każdy człowiek wie ile sił potrzeba, by żyć. Ile pokładów energii
kosztuje zwykłe spotkanie z codziennością. Z jutrem, które jest niepewne. Każdego
dnia pracujemy na lepsze jutro, nie wiedząc czy ono na pewno nadejdzie. Czyż
nie jest to zabawne? Jeśli tak na to patrząc, to tak. Jest to śmieszne i
stosunkowo niedorzeczne, lecz nie wolno zapominać, że nie wierząc w nowe,
lepsze jutro, poddajemy się. Przestajemy walczyć o siebie i swoje życie, które
de facto przeżyć musimy… Tylko ile tych ‘lepszych jutr’ już minęło? Jednak człowiek
jest skonstruowany w sposób, że pomimo wszystko, nadzieja nie gaśnie. Nadzieja
na nadchodzące lepsze jutro…
Patrzyła przez załzawione oczy na
Thomasa, który najwidoczniej spał, śniąc o czymś przyjemnym, gdyż dostrzegła
subtelny uśmiech na twarzy chłopaka. Spał, wyglądając tak niewinnie i
beztrosko. Tak, jakiego już dawno Go nie widziała. Gładziła delikatnie Jego
blond czuprynę, powtarzając sobie w duszy, że wszystko się ułoży. Życie każdego
z nich. Jego i Jej. Osobno. A jednak. Los znów odnalazł sposób, by ich ze sobą
połączyć. Szkoda jedynie, że okoliczności były tak tragiczne w skutkach…
-Spokojnie,
Thomas… Spokojnie- szeptała, widząc, że Austriak budzi się gwałtownie ze snu, w
którym trwał przez pewien czas Jej pobytu.- Jesteś w szpitalu. Wasz autobus
miał wypadek, ale wszystko jest już w porządku…- nadal gładziła Jego włosy,
składając subtelny, przyjacielski pocałunek na Jego policzku.
-Gdzie
reszta?- syknął, czując przeszywający ból głowy, który z niesamowitą siłą
promieniował wzdłuż Jego ciała, powodując uczucie otępienia.
-Leżą
w sąsiednich salach. Nie martw się o nic, wszystko jest w porządku- uśmiechnęła
się blado, widząc, że Thomas wyszedł bez szwanku z wypadku autobusowego, który
miał miejsce. Sama nie wiedziała, co dokładnie dzieje się z resztą skoczków.
Jeszcze nie miała okazji ich odwiedzić. Celem nadrzędnym była teraz obecność
Thomasa bądź Michaela, którego niestety nie zdołała znaleźć w całym rumorze,
który panował w szpitalu.
-Jesteśmy
w Polsce?- spytał, siadając na szpitalnym łóżku, co chwila sykając z bólu.
-Nie.
W Austrii- odpowiedziała spokojnie, patrząc na Niego, łapczywie kradnąc każdą
chwilę, którą miała okazję spędzić właśnie z Nim. A mieli przecież już więcej
się nie widzieć…
-Przyjechałaś
do mnie aż do Austrii?- zdziwienie, jak i respekt, był widoczny na Jego twarzy
gołym okiem. Zaśmiała się, mierzwiąc Jego blond czuprynę.
-Austria
to nie koniec świata- przewróciła oczami.- Nie róbmy z tego wielkiego hallo.
Najważniejsze jest to, że z Tobą wszystko w porządku- uśmiechnęła się szeroko,
mimowolnie składając na policzku chłopaka subtelny całus, po którym od razu
przyszedł czas na zakłopotanie i rumieńce na Jej bladej twarzy.
-Skoro
już jesteś, teraz nie pozwolę Ci uciec- powiedział z cwanym uśmiechem,
przyciągając lekko do siebie rudowłosą, resztkami sił, które jeszcze w sobie
miał.- To, że w ogóle tutaj przyjechałaś, o czymś świadczy. To przeznaczenie-
tym razem to On złożył na policzku dziewczyny delikatny pocałunek, a twarz
dziewczyny przybrała jeszcze czerwieńszy charakter.
-Gdyby
wszystko było takie łatwe, Thomas…- powiedziała z zadumą, zajmując swe miejsce
na niewielkim krzesełku naprzeciwko łóżka blondyna.
-To
jest łatwe- oznajmił pewnie, patrząc na
reakcję Polki, w której w oczach pojawiło się zakłopotanie i swojego rodzaju
panika.- Tylko Ty sama sobie wszystko utrudniasz.
-Przyjechałam
tutaj po to, żeby upewnić się, że z Wami wszystko dobrze- zaczęła, ciężko
wzdychając.- Poza tym, nic się nie zmieniło. Nie mogliśmy przewidzieć tego
wypadku. Czas na pożegnanie i tak nadejdzie...
-Jak
już powiedziałem: teraz nie pozwolę Ci uciec- grał w zaparte, z sekundy na
sekundę coraz bardziej poważniejąc.
-Thomas…-
zaczęła, wiedząc, że musi ostatecznie zakończyć pewien etap. Pożegnać się raz
na zawsze. Dać szansę na normalne życie Jemu i sobie. Tak trzeba było…- Muszę
Ci coś powiedzieć…- przyznała, czując, że Jej ciało sztywnieje.
-Co
takiego?- spytał, nie spodziewając się niczego nadzwyczajnego, co mogłoby
wywołać Jego wewnętrzne trzęsienie ziemi.
-Wyszłam
za mąż- wyjąkała cichutko, pokazując chłopakowi są dłoń, na której spoczywał
srebrny krążek. On z kolei oniemiał. Tępo patrzył na dłoń Polki, czując jak jad
rozlewa się po Jego żyłach. Wszystko wokół zniknęło. Została jedynie ciemność
oraz Jej dłoń, na którym spoczywała obrączka. Stracił czucie serca, a
oddychanie stało się nie lada wyzwaniem. Emilia natomiast patrzyła na
przerażenie chłopaka, czując łzy na swoich policzkach.- No powiedz coś, proszę…
Thomas…- chlipała żałośnie, nie mogąc znieść ciszy, która zapanowała i
dostarczała niewiarygodnie dużą dawkę strachu i niepewności.
-Co
mam Ci powiedzieć?!- wykrzyczał, powracając do szarej rzeczywistości.- Mam Ci
może jeszcze pogratulować?!
-Nie!-
pisnęła cienko, z jeszcze większą ilością łez na policzkach.- Nie chcę, żebyś
miał mi tego ciągle za złe…- szlochała żałośnie, nie zastanawiając się nad
głębszym sensem swoich słów.
-Wyjdź
stąd. Nie chcę Cię widzieć- powiedział ozięble do granic możliwości, odwracając
twarz od rudowłosej, by ukryć przed Nią ból malujący się na Jego twarzy.
-Nie
wyjdę- powiedziała pewnie, wycierając drżącą ręką łzy.- Nie opuszczę Cię,
dopóki nie ochłoniesz i ze mną nie porozmawiasz- w Jej oczach zdołał zauważyć
jedynie pewność i zaangażowanie, pomieszane z bólem, który tkwił w Jej oczach
praktycznie od kiedy Ją poznał.
-Wyjdź
stąd, powiedziałem!- wrzasnął jeszcze głośniej, lecz Ona nie reagowała. Jedyne
co robiła, to siedziała naprzeciwko blondyna, patrząc na Niego swoimi dużymi,
zielonymi oczami, cierpliwie spełniając swoje postanowienie.- Siostro!-
zawołał, widząc przechodzącą obok sali pielęgniarkę. W ułamku sekundy w
pomieszczeniu pojawiła się przyjazna kobieta, która ciepło uśmiechała się do
blondyna. Można rzec, że samym swoim uśmiechem, mogłaby uzdrowić niejednego
człowieka.
-Słucham-
odezwała się, nie zdejmując uśmiechu ze swojej twarzy.
-Proszę
wyprowadzić tę kobietę z mojej sali- oznajmił, nie patrząc ani razu na Polkę.
Emilka pod wpływem pielęgniarki tym razem była zmuszona zostawić Thomasa w
spokoju. Widziała nienawiść w Jego oczach. Czuła jak Jej serce kolejny raz się
rozpada. Przyszedł w końcu ten ostateczny czas. Czas na ostatnie pożegnanie,
które miała już za sobą. Żałowała, że w takich okolicznościach. Żałowała, że z
takim bólem musiała Go zostawić. Ale może z drugiej strony to lepiej? Kiedy
nadzieje z dwóch stron zostaną odebrane, łatwiej jest wrócić do realnego życia…
-Moglibyście mi powiedzieć, gdzie
jest Michi?- weszła do wysterylizowanej sali, gdzie znajdował się Gregor wraz z
Aśką. Mimo że jeszcze do końca nie ostygła po zajściu z Thomasem, potrafiła
teraz wykrzywić usta w koślawy uśmiech. Szczęście na twarzy Aśki i Gregora
potrafiłoby połaskotać ciepłymi promieniami każdego. Tym bardziej Ją. Czyż
szczęście najważniejszych w naszym życiu, nie jest podarunkiem od losu, z
którego może korzystać kilka osób na raz?- Nikt nie chce mi udzielić żadnych
informacji- powiedziała z żalem, siadając obok Gregora, którego również zbadała
czujnym wzrokiem.
-Emi…-
jęknęła Aśka, na której twarz wkradł się grymas zmieszania i smutku.
-Milcia,
tylko spokojnie, dobrze?- odezwał się Gregor, a w patrząc w Jego tęczówki gołym
okiem można było dostrzec przerażenie i wewnętrzną panikę.
-Co
się dzieje z Michaelem?!- krzyknęła, zrywając się na równe nogi, jednocześnie
stawiając pojedyncze kroki do tyłu, jakby bała się, że słowa, które padną za
chwilę z ust Asi bądź Gregora uderzą w Nią zbyt mocno.
-Mówiłam
Ci, że są śmiertelne ofiary…- zaczęła łamiącym się głosem, wędrując tępym
wzrokiem po sylwetce szatyna.
-Nikt
nie mógł nic zrobić…- ponownie głos zabrał Gregor, zaszklonym wzrokiem wpatrując
się w jeszcze bledszą Emilkę niż zazwyczaj.
-Nie!-
wrzeszczała, dławiąc się nieopanowanym płaczem.- To nie może być prawda!
Okłamujecie mnie!- wybiegła szybko z pomieszczenia, a płacz całkowicie
obezwładnił Jej ciało. Nie było słów, by opisać to, co poczuła. Z jednej strony
była to rozpacz. Z drugiej rozczarowanie, złość na los, że akurat wybrał Jego…
Nagle słońce przestało świecić. Żaden słodycz nie był już słodki. Sen nie
będzie przynosił odpoczynku i ukojenia. Umarł w jednej chwili, ale tak naprawdę
z Jej wnętrza będzie odchodził bardzo, bardzo długo, o ile w ogóle nadejdzie
taki czas w Jej życiu, kiedy zapomni. Zaakceptuje to, że los zabrał Jej coś
najcenniejszego… Połówkę serce i duszy umarła wraz z Nim. Nigdy zatem nie
obiecujmy, że nie odejdziemy. Owszem, możemy mieć na myśli, że nie odejdziemy
do innej osoby, lecz nie to, że nie odejdziemy na zawsze. Śmierć jest
odejściem. Niewiadomo dla kogo boleśniejszym… Czy dla tego, kogo się opuszcza,
czy dla samego umarłego… A śmierć jest przecież nieunikniona. Pamiętajmy zatem,
że nieważne jak mocnym supłem przywiążemy do siebie ukochaną osobę, śmierć ma
umiejętności, by ten węzeł rozwiązać oraz rozdzielić ukochanych… Śmierć może
wszystko. Prawda jest taka, że wszyscy ludzie są tylko zwierzętami w uwięzi. To
nie my kontrolujemy światem, lecz to świat sprawuje władzę nad nami. Po pewnym
czasie, znudzimy się życiem, który w chwili, kiedy stracimy na wartości, wzywa
swoją czarną koleżankę. Kim jest owa postać? Śmierć. Dla Niej nieważne jest
jaką osobistością się jest. Czy jest się bogatym, czy biednym. Czy jest się
zwykłym szarym obywatelem, czy też wywodzi się z rodu książęcego. Nieistotny
jest wygląd, figura, poglądy. Ale śmierć, mimo swoich pozorów, potrafi też być
miła. Kiedy uśmiechniemy się do Niej, również Ona odwzajemni uśmiech, podając
swą dłoń, by kierować się tuż za Nią. Jak każdy ma jednak swoje dni, kiedy jest
naburmuszona. Wówczas przychodzi niespodziewanie, bierze za rękę i siłą ciągnie
w otchłań, z której nie ma wyjścia. Która nigdy się nie kończy. Z której nie ma
szans na powtórne powrócenie. Stąd właśnie biorą się wypadki samochodowe, jak
ten, w którym zginął Michael. Czemu akurat On musiał tracić na gorszy dzień? Co
jednak dzieje się w przypadku, gdy ktoś najdzielniej jak tylko się da, walczy o
swoje życie? Śmierć nie zmienia ‘obiektu’. Ciągnie siłą, aż w końcu nie wyrwie
człowieka ze szpon niesprzyjających Jej czynników. Nie ustąpi póki nie osiągnie
swojego celu… I dlatego najczęściej się przegrywa.
Drogi pamiętniku….
Umarłam. Nie czuję
kompletnie niczego. Nawet łez, które ciągle spływają po moich policzkach, nie
odczuwam. Nie mam pojęcia jak to się mogło stać. Czemu On? Czemu tak szybko?
Wszystko byłoby lepsze niż fakt, że odszedł z tego świata. O stokroć bardziej
wolałabym widzieć Go u boku innej, bo wtedy nadal mogłabym na Niego patrzeć.
Podziwiać Jego cudowne tęczówki i uśmiech, który cały czas mam przed oczami…
A teraz? Co mi pozostało?
Jedynie powracanie do wspólnie przeżytych chwil, kiedy nawet deszcz oznaczał
szczęście.
Nie wiem dlaczego, ale
ciągle mam przed oczami krew. Ogromną, czerwoną plamę, której naprawdę nie
widziała, lecz która ciągle odbija się w mojej głowie echem. I ten strach…
Strach, który przenika każdą cząsteczkę mojego ciała. Boję się życia bez Niego…
A najgorsza- rozpacz.
Nadeszła wraz z pierwszą kroplą krwi, tym razem po rozcięciu mojej duszy przez
tę wiadomość. Na dodatek mój stan dopełnia ból, rozdzierający serce na milion
malutkich kawałeczków.
Pustka… To ona będzie na
wieki już najbardziej najdotkliwsza. Nikt ani nic jej nie zapełni. Zostałam
sama. Skoro nie ma już Jego, nie mam nikogo, kto mógłby dodawać mi siły na
kolejny dzień, choć jednym żywym wspomnieniem oraz świadomością, że jest
szczęśliwy. To, co próbowałam budował tak długi czas, nagle runęło. Czuję się
opuszczona. Bezbronna. Zraniona do granic możliwości.
A nie zrobił tego specjalnie,
prawda?
Straciłam wszystko. Życie.
Duszę. Serce. Siebie…
♥♥♥
Czwartek, 16.07.2015 r.
Co się wokół mnie dzieje?
Czy ktoś jest w stanie mi to wytłumaczyć?
Wypadek. Emilka, która
ponownie dała mi zgubną nadzieję. Emilia, która później doskonale wbiła mi nóż
w plecy. Ona faktycznie jest mężatką. Ma męża…
Czyżby ten Bartek? Zapewne
tak… Nie rozumiem po co przyjechała. Gdyby Jej tutaj nie było, wszystko
zostałoby po staremu. Tęskniłbym, ale kiedyś by to ustało, a teraz? Teraz już
nie wiem nic, oprócz jednego.
Nie chce Jej już nigdy
widzieć. Tak, jestem tego pewien. Nigdy więcej nie chcę nawet o Niej słyszeć.
Ona ma zniknąć z mojego życia.
Muszę zapomnieć, kim jest
Emilia….
_______________________________
Ta dam!
No
ja nie wierzę… Nie dowierzam, że to zrobiłam! Nawet nie macie pojęcia ile razy
zmieniałam scenariusz… Ciągle się wahałam… A to raz miał być to Thomas, potem
Michi… Potem znowu Michi, Thomas…
I
tak ciągle, aż w końcu pojawiła się Ann ze swoimi szantażami. ♥
Zatem już musiał zostać Michi...
Zatem już musiał zostać Michi...
Chociaż…
Przynajmniej ja będę żyć. :P I obędzie się bez dręczenia mojej postaci w
opowiadaniach. :D (Prawda, Panno Boop?) ;*
Na
następny rozdział zapraszam w niedzielę.
Czekam
na Wasze opinie! ♥
Zartujesz sobie, prawda? Jakim cudem Michael nie zyje? ;x
OdpowiedzUsuńW dodatku Thomas nie dal jej nic wytlymaczyc.. siedze i rycze no ;x
Nie byloby problemu, gdyby nie Bartek.. Emi zle zrobila wychodzac za niego.. co to za malzenstwo bez milosci.. ? Przynajmniejbze strony Emilii.. ech ;x
Mam nadzieje, ze to wszystko sie szybko pouklada..
Pozdrawiam serdecznie ;3
Uśmierciłaś Michiego?!
OdpowiedzUsuń....
....
....
....
....
....
Nie zrobiłaś tego z Thomasem ani Gregorem więc zemsty na moim blogu nie będzie ale zważając na główną postać mojego opowiadania no...
FOCH STULECIA!!!!
:*
ehhh... szkoda ze Michael nie żyje ;/ chciałabym wiedzieć jak zachowałaby się Emilka gdyby to Tomas zginął?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na następny ;****
Co Ty najlepszego zrobiłaś kobieto?! :o
OdpowiedzUsuńUśmierciłaś Michiego? Serio? Nie, no nie wierze...
W sumie teraz wszystko sie poplątało. Poniekąd przez to, ze Michael nie żyje Thomas i Emi mogą być razem. Ale tak naprawdę nie mogą. Emilka ma męża. Ma Bartka, któremu musi być wierna. Thomas nie chce jej znać. Sytuacja ta również wynika z tego powodu iż Emilka wyszła za mąż...
Mogło być tak pięknie, a znów się porobiło...
Ja mam nadzieję, że drogi Morgensterna i Emilki jeszcze się skrzyżują. ♥
Czekam na kolejny rozdział. :3
Buziaki :*
No nie to nie tak miało być!
OdpowiedzUsuńDlaczego Michi ?!
Co ty zrobiłaś ?!
Żal mi Emi, straciła Michiego, który poniekąd był dla niej ważny..
Wszystko się zepsuło, Thomas nie chce znać Emi, Emi ma mężą Bartka , Michi nie żyje..
A mogło być tak cudownie, tak pięknie a tu nic...
Ale życie to nie bajka...
Mam jednak nadzieję, że los da szanse Emi i Thomasowi i wkrótce się odnajdą. :*
Czekam nn :*
Pozdrawiam <3
Nie potrafię nic sensownego ci napisać...
OdpowiedzUsuńKolejny raz zabrakło mi słów.
Nie mogę uwierzyć, że Michi nie żyje. Beczę jak głupia i nie mogę się uspokoić. Ręce mi się strasznie trzęsą...
Po prostu nie potrafię, przepraszam ;c
Rozdział przepiękny jak zawsze ♥
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
Uśmierciłaś Michiego!? No wiesz co? Nie patrząc na to że on jest jednym z trzech Austriaków, których lubię to ból w moim sercu jest tak mocny jakbyś uśmierciła wszystkich trzech.
OdpowiedzUsuńKobieto nie mogę jej rozgryśc. Tak chodzi mi o Emilkę , sposób w jaki się zachowuje z rozdziału na rozdział staje się nie do zrozumienia czasami. Ale mam nadzieję, że ustatkuje się chociaż trochę.I sposób w jaki Asia powiedziała jej tą smutną wiadomość też jest dziwny. Ale ja mam ostatnio zły humor więc wybacz ten nie składny komentarz. Buziaki :*
Ja nie wierzę...
OdpowiedzUsuńKlaudia, szykuj się na spotkanie ze mną, bo Cie znajdę wszędzie ja i moja maczeta xD
Jak mogłaś uśmiercić mojego Michiego?
No ja nie wierzę...
Zamurowało mnie po prostu...
I jeszcze ten ślub...
Kurcze no...
Masakra...
Czekam na nexta, choć aż się boję co wymyślisz xDD
Pozdrawiam Cię i życzę weny :***
Co...? Jak...?
OdpowiedzUsuńCzekaj, chwila, muszę się uspokoić...
Po pierwsze, to, że przez parę dni (no dobra, tygodni) nie było mnie z powodu mojego własnego wypadku, to nie oznacza, że musisz zabijać wszystkich bohaterów po kolei! Najpierw Milka. Czy ona naprawdę miała zginąć? Nie, to niemożliwe! Dobrze, że Aśka ją znalazła... Nie chcę myśleć, co by było, gdyby Emi...
Gdy tylko przeczytałam "ofiary śmiertelene" wiedziałam, że to albo Thomas, albo Michi. Ale ponieważ udusiłabym cię, gdybyś uśmierciła mi Tom'a, to to musiał być Michi. Przyznam się, że najpierw płakałam razem z Thomasem (zabiłaś jego psychikę!), a potem z Milką... Ej, nie możesz zabijać wszystkich bohaterów po kolei! Do tego ten ślub... Czy on naprawdę był konieczny? Teraz już musi się wszystko ułożyć... Niech Bartek przyjedzie do Austrii i zobaczy, jak bardzo cierpi Emi...
Pozdrawiam i czekam na następnego! :*
Ps: Tylko mi nie zabij w nim Thomasa!
Ps Ps: Dziękuję za piosenkę ♥ !
Nie, nie, nie!
OdpowiedzUsuńNie wierzę! ;c
Czemu Michael?!? Czemu..? :c