wtorek, 23 grudnia 2014

Dwudzieste pierwsze zaklęcie. ♥



„Nigdy tak bardzo mnie nie bolał uśmiech, wiesz?”

            Bo kiedy naprawdę tęsknimy, to oznacza, że coś, co mieliśmy w przeszłości, miało prawdziwe znaczenie i ukryty w sobie głęboki sens. Być może dokarmiało nas samą swą obecnością. Możliwe, że dodawało jakiejś nadziei, bez której nic nie istnieje. Jest szansa, że wlewało w nasze serca uczucia, dotąd nam nieznane. Uczucia, które chcieliśmy zgłębiać. Poznawać na nowo. Opanować ich znajomość do perfekcji. Ale to odeszło. Zniknęło. Nagle wymknęło się z rąk. I tak samo było w przypadku Thomasa. Im więcej czasu poświęcił na myślenie o Emilce i o tym, co u Niej się teraz działo, tracił grunt pod nogami. Coś uderzało w Jego wnętrze. Serwowało zimną kąpiel duszy, która przez moment zawistnie patrzyła na świat wokół. Tak naprawdę tęsknił za Nią. Z subtelnym uśmiechem wspominał każdą chwilę spędzoną obok Niej. W rzeczywistości, z dnia na dzień, coraz bardziej Ją kochał. Słyszał czasem w głowie Jej ciepły, radosny głos. Gdy przymknął powieki, widział Jej uśmiech oraz zielone oczy, które zaszczycały Go spoglądaniem w Jego tęczówki. Wielokrotnie wydawało mu się, że czuje na sobie Jej dotyk. Tak delikatny. Nieśmiały. Uroczy… Rozpadał się. Jego dusza przesypywała się przez Jego dłonie, niczym piasek przez palce. Tracił stopniowo grunt pod nogami. Nie potrafił wykonać jednej, codziennej czynności, aby przy Nim nie było Emilki. Właściwie Jej wyobrażenie… Tęsknota nie polega na odmierzaniu czasu, który minął od ostatniego spotkania… Są nią momenty, gdy podejmując pewien krok w swoim życiu, pragniemy, aby ta osoba była blisko nas. Byśmy widzieli Jej uśmiech. Spojrzenie. Czuli opuszki palców na swoim ciele. Usta, które wypowiadałyby czułe, pocieszające słówka oraz które składałyby namiętne pocałunki na naszych wargach…

-Thomas, jesteś tam?- przed Jego oczami, w swe dłonie klasnął Stefan, który doskonale dostrzegł nieobecność duchem kolegi z reprezentacji.
-Tak, tak- poderwał się na równe nogi, zdezorientowanie patrząc na austriackich skoczków, którzy patrzyli na Niego zdziwionymi wzrokami.
-Pierwszy trening bez Michiego…- rzucił ponuro Manu, pochłaniając każdego ze skoczków w wewnętrzną refleksję. Było inaczej… Wszystko zdawało się być nieznajome, obce, chłodne, choć tak doskonale to wszystko znali. Członek Ich sportowej rodziny odszedł z tego świata. Czy po czymś takim życie kogokolwiek wyglądać może normalnie, zważywszy na to, że przyzwyczaili się do Jego obecności?
-Nie sądziłem, że będzie tak… inaczej…- wydukał Stefan, zerkając dyskretnie na wykrzywione z bólu twarze swoich kolegów. Gdyby żal do losu, mógł przywrócić ludzkie życie, Michael były teraz z Nimi w całej okazałości.
-Macie świadomość, że równie dobrze na miejscu Michaela, mógłby być każdy z Nas?- z niedowierzaniem i lekkim szokiem wyczuwalnym głosie, odezwał się Didl.
-Było blisko…- jęknął Gregor, pogrążony w rozmyślaniach, które nie mogły Go ominąć. Wielokrotnie odtwarzał w pamięci tamten dzień. Chciał znaleźć jakąś odpowiedź. Poszlakę. Wskazówkę, którą mógłby się w życiu kierować, usprawiedliwiając los, po tym co zrobił…
-Gregor, musimy porozmawiać na osobności- zerwał się niespodziewanie Thomas, ciągnąc za sobą, w bardziej ustronne miejsce, zaskoczonego szatyna.
-Ja nie mam o czym z Tobą rozmawiać- bąknął, nie patrząc ani razu na blondyna.
-Jesteśmy przyjaciółmi…- zaczął, lecz nie dane było mu skończyć swojej myśli.
-Byliśmy przyjaciółmi- przerwał gwałtownie brązowooki Austriak.- Ale i tak to dla Ciebie nic nie znaczyło, więc nie możesz kazać mi udawać, że coś tam kiedyś może nas łączyło. Obydwoje jesteśmy skoczkami. Tyle wystarczy. Nie chcę mieć więcej z Tobą do czynienia- mówił pewny swoich słów, jakby poświęcił wiele tygodni na wyuczenie się danej mu kwestii do powiedzenia.
-Jak widzę łatwo przyszło Ci przyswoić tę wiedzę- wycedził przez zaciśnięte zęby, czując, że wzbierają się w Nim skrajne emocje, które nie miały gdzie znaleźć źródła swego ujścia.
-Idę. Sam widzisz, że nie mamy o czym gadać- ruszył ślamazarnym krokiem przed siebie, zostawiając za swymi plecami urażonego blondyna.
-Chcę zapytać co u Emilki- wydukał ledwo, czując, że w ten sposób przedstawia wyższość szatyna nad swoją osobą. Upokorzenie. To poczuł. Ale tylko Gregor tak naprawdę mógł udzielić mu najcenniejszych i najbardziej wiarygodnych informacji, których jakże pilnie potrzebował.
-Rychło w czas- zaśmiał się niewesoło, zrównując się z wzrokiem Thomasa.- Daj Jej już spokój. Nie pomogłeś Jej, kiedy tego potrzebowała, nie wtrącaj się i teraz. W końcu wielki Thomas Morgenstern nie jest od załatwiania spraw zwykłych śmiertelników- przewrócił oczyma, z zaciętością wypowiadając każde słowo, które potrącało duszę blondyna w niesamowicie bolesny sposób, trudny do wyobrażenia.
-A gwiazdka Schlierenzauer oczywiście jak zwykle taki dobry i miłosierny- dało się usłyszeć ironiczny śmiech blondyna, który rozdrażniony zachowaniem Gregora, zatarł w sobie jakiekolwiek możliwe granice.
-Słuchaj, nie masz prawa mnie oceniać. Przynajmniej w przeciwieństwie do Ciebie mam krztę honoru w sobie- odgryzł się, kierując swe kroki w kierunku skoczni.
-Halo, a Ty gdzie idziesz?!- krzyknął za Nim, widząc coraz bardziej oddalającą się sylwetkę szatyna. Jedyna szansa na poznanie odpowiedzi na chociażby małą część nurtujących pytań, właśnie odchodziła…
-Obojętnie. Byleby być jak najdalej od Ciebie!- krzyknął, nie odwracając się nawet.
-Musisz mi udzielić jakiś informacji!- ciągnął dalej, a Jego odległość od szatyna coraz bardziej się powiększała.
-Nic nie muszę- zaśmiał się z triumfem, nadal podążając zdecydowanym krokiem przed siebie.
-Ale ja Ją tak strasznie kocham!- stało się. Uczucie upokorzenia w Jego wnętrzu osiągało powoli apogeum. Lecz inaczej nie umiał. Nie potrafił kryć swoich uczuć. Miał nadzieję, że choć one odrobinę zmiękczą niewzruszonego Gregora. Obnażył się przed Nim z uczuć. Przez chwilę to Gregor wiedział więcej o Nim, niż On. Zgubił się w labiryncie własnych uczuć. Nie chciał się przyznawać do porażki, jaką była miłość, lecz właśnie teraz to uczynił. Tak nagle. Pod wpływem emocji. Gwałtownie. Odkrywając samego siebie…
-Trzeba było się nie zakochiwać…- wymamrotał pod nosem, przystając na moment. Walka właśnie się zaczęła. Walka z własnymi myślami. Z jednym Gregorem, a drugim. Jeden mówił, że udzielając najdrobniejszych informacji na temat Emilii, ulży w cierpieniach Morgensterna. Ale z drugiej strony… Wcześniej wcale się Nią nie interesował. Wręcz przeciwnie. Sam dokładał Jej cierpienia… Gdyby cokolwiek powiedział Thomasowi, udowodniłby, że nie jest wart nikogo zaufania… Mógł postąpić tylko w jeden sposób.
-Gregor, błagam Cię! Pomóż mi!- krzyczał, a w Jego oczy zaglądał strach oraz panika. Stracił swoją szansę, lecz najgorsze było to, że nikt nie chciał podarować mu drugiej. Drugiej szansy, niczym nowe, inne życie.
-Trzeba było myśleć wcześniej, Thom- wyszeptał ze smutkiem oraz współczuciem, nie mając pewności, że słowa te dotrą do Morgiego. Odwrócił się na pięcie, po czym martwym krokiem udał się w stronę obiektu sportowego…
Zamarł. Wszystko się skończyło. Pewna część Jego duszy umarła. Ukrył twarz w dłoniach, by nikt nie mógł ujrzeć Jego łez, które mimowolnie wydostawały się spod powiek. Mówią, że chłopaki nie płaczą. Bzdura. Każdy ma prawo do łez. Każdego w życiu spotyka taki okres, kiedy płacz jest jedynym dobrym posunięciem. Jego właśnie nadszedł. Pytanie: kiedy się skończy? Jeżeli nie weźmie się teraz w garść, będzie trwał w tym bezruchu jeszcze długi czas. Trudno sobie wyobrazić, co czuć może człowiek, który znalazł się w zupełnym potrzasku. Chce wrócić na miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Poskładać choć dwa elementy, by tworzyły całość, lecz to wszystko i tak na nic. Wszystkie chęci, dobra wola, cierpienie, ból z nim z nim związany. Nie odważyły się ponownie spojrzeć w Jej zielone tęczówki. Pragnął tego najbardziej na świecie, lecz przy najbliższej okazji stchórzyłby. Po tym jak się zachował, jak wiele niepotrzebnych słów padło, żadne z nich nie jest już tą samą osobą, co wtedy… 

Drogi pamiętniku!
Czuję jak już to po mnie nadchodzi. Gra mi to w duszy, niezwykle się radując. Absurdalne, prawda? Cieszyć się z własnej śmierci… Jak widać, jestem wyjątkowa i jedna z nielicznych. Ale to jest najbardziej odpowiednie wyjście z tej sytuacji. Z mojego życia, które od pierwszych dni po urodzeniu było żałosne…
Wreszcie mnie nie będzie. Nie będę czuła. Ale jednak odczuwam mały strach… Wiem, że odejście przyniesie mi to nieopisaną ulgę, lecz w głębi duszy tak naprawdę się boję. Nawet dokładnie nie wiem jaki mamy dziś dzień. Chyba nieświadomie zaczynam bronić się przed rzeczywistością, która chce mnie złapać.
Koniec, będzie moim początkiem. Tak, jestem tego pewna. Wcześniej musiałam być taka, jak wszyscy chcieli. Teraz koniec z tym. Koniec! Będę taka, jaka powinnam być. Nareszcie.
Wreszcie nie będę tęsknić. Nie będę musiała dźwigać ciężaru codzienności, na którego nie mam siły. Ta rutyna mnie zabija. Każdy dzień zaczyna się dokładnie tak samo. Jestem pewna, że gdyby ktoś odrysował na podłodze ślady stóp, zawsze będą one w tym samym miejscu. Nie zmienią swego położenia nawet na moment.
Fakt, nie pogodziłam się jeszcze z Jego śmiercią. Nigdy się nie pogodzę. To właśnie dlatego moja dusza tkwi w tak beznadziejnym stanie. Nie ma siły na nic, a i siły fizyczne są znikome.
Nie mam niczego. Zupełnie niczego. Począwszy od rzeczy materialnych, kończąc na stabilnej psychice, bez zachwiań, które ostatnio w moim życiu są nieustannie obecne.
Naszczęście nie na długo. Wreszcie koniec… Wreszcie dane będzie mi dotknąć bram nieba i to nie z własnej winy. Nie zawiodę Michiego. To głównie dodaje mi odwagi najbardziej.
W końcu moja dusza spotka się z Nim…
Tam, gdzie wszystkie zmartwienia i zgryzoty ludzkie giną, stając się marnością nad marnościami…


            Nie bawmy się słowami… Nie pozwólmy doprowadzić do tego, by coś w naszym wnętrzu się nimi upijało. Wówczas, znikną wszystkie prawdziwe uczucia. Zostaną tylko puste słowa, którymi wcześniej nawet nie chcieliśmy się pobawić. I to właśnie tymi słowami, będziemy próbować ugrać coś dla siebie, walcząc z życiem, który najczęściej staje naprzeciw nam, niż po naszej stronie… Doceńmy w końcu znaczenie kilku słów. Jest ich tak wiele. Tak ogromna ilość potrafi przewrócić nasze życie po góry nogami. Wydaje się absurdalne, prawda? Kilka drgań strun głosowych, ma moc zrujnowania życiu co najmniej kilku osobom… Czemu życie nie obrało innej drogi? Dlaczego tak wiele musi być w nim absurdów, które tępią jedynie istotę ludzką?
-O matko, co Ty tutaj robisz?- wyjąkała, widząc znaną Jej wcześniej postać wysokiego bruneta, który patrzył na Nią szklanym, zmartwionym wzrokiem.
-Aśka…- zaczął niepewnie. Jego ciało ciągle drżało. Ból, który wypełniał Go od środka, nie sposób było opisać słowami. Stracił coś ważnego. Coś, czego wcześniej nie doceniał, a co tak naprawdę dostarczało mu tlen…
-Nie widziałam Cię spory kawałek czasu…- powiedziała nieco pewniej, patrząc na sylwetkę brata Emilki, który złożył Jej niezapowiedzianą wizytę. Całkiem dla Niej niezrozumiałą.
-Umarła…- wyjąkał ledwo, próbując za wszelką cenę ukryć łzy pod powiekami.
-Piłeś…- stwierdziła z niedowierzaniem w głowie.- Kacper, jak możesz?! Emilka tak bardzo Ci pomaga! Opiekuje się Tobą! Daje swoje ciężko zarobione pieniądze, a Ty potrafisz tylko upić się do nieprzyzwoitości i tyle!- krzyczała rozzłoszczona.
-Nic nie piłem!- krzyknął spanikowany.- Dzwonił do mnie lekarz!
-Co? O czym Ty mówisz, do cholery?- patrzyła surowo no bruneta, nie mogąc w żaden sposób przyswoić Jego słów, które do Niej kierował.
-Powiedział, że… że… Emilka nie żyje- ukrył twarz w dłonie, padając na kolana przed zaszokowaną szatynką. Z ręki jedynie upadła mu koperta, na której napisane było jedno, jakże istotne słowo. Właściwie to imię. „Thomas”…
___________________________________

I miało wyjść pięknie, ładnie, a jakoś… No jak zawsze klapa. :(
Jednakże nie to jest teraz najważniejsze.

Moje drogie czytelniczki! Pragnę życzyć Wam zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia i wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku! ♥
           

9 komentarzy:

  1. Żartujesz? Żartujesz, prawda?! :o
    Nie spodziewałam się takiego obrotu... Jak mogłaś zabić Emilkę? :'(
    Teraz wszystko jest tak mocno pokręcone, jak jeszcze chyba nie było. Ten list do Thomasa nie potraktowałam jako TAKIEGO ostatniego pożegnania. Myślałam, że może wyjdzie gdzieś na koniec świata. Że zrobi wszystko, by ludzie, którzy ją znają i kochają zapomnieli o niej, a tymczasem...
    Thomas też jest tego winny. Gdyby nie unosił się dumą możliwe, że Milka jeszcze by żyła. Może byliby teraz szczęśliwi. A tymczasem, żadne z nich nie zazna już takiego szczęścia, jakiego by chcieli.
    Nie mogę! Normalnie nie mogę! Płakać mi się chce. :(
    Ten rozdział jest naprawdę genialny. ♥ Szkoda, że taki smutny... :( Ale Twoja twórczość zawsze była przecież zaskakująca. :)
    Czekam na kolejny rozdział. :3
    Buziaki :*
    PS. Bardzo dziękuję za życzenia i życzę tego samego! :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Ty Dziewczyno chcesz, zebym dostala zawalu... ;c nawet nie jestem w stanie napisac nic sensownego, wiesz? Przeciez ona nie moze umrzec..
    Siedze i placze, znowu ;c
    Tobie rowniez zycze wesolych swiat ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. To wszystko wina Thomasa i niech Go teraz wyrzuty sumienia zeżrą!
    Ależ Ty jesteś okrutna :P Żeby tak wszystkich uśmiercać? :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że strasznie zaniedbałam twoje opowiadanie za co cię bardzo przepraszam. Czytać starałam się na bieżąco, ale z komentowaniem już było gorzej... ale powracam!
    Czy ty zdajesz sobie sprawę co zrobiłaś? Najpierw uśmierciłaś Michiego, a teraz Emilkę?! I co teraz będzie? Przecież Thomas się załamie biedak... Pomijając chłopaków Stefana, Manuela, Didla, Gregora no i Aśkę!
    W ogóle jak czytałam fragment treningu chłopaków na skoczni to chciało mi się płakać ^^
    Buziaki ;*
    ps. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak wy lubicie uśmiercać moich ulubionych bohaterów, normalnie uwielbiacie! Najpierw Michi, teraz ona, a może to tylko sen Asi. Nie nie łudź się Weronika, przecież wiesz,że tak nie będzie. Ehhhh ta ich rozmowa, z jednej strony rozumiem Gregora, a z drugiej Thomasa. Ale to on ją zostawił, gdy była w rozsypce, a ona go okłamała.Skomplikowane... Ale mam nadzieję że wszystko się ułoży. Czekam na kolejny. I zapraszam do mnie na nowy blog! Buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehh kochana nie wiem co mam powiedzieć, napisać tutaj. Thomas bardzo kocha Emilke. Martwi się o Nią, bo przecież wie, jak mocno zależało Jej na Michim. A teraz czas na smutną część...nie wiem...teraz jeszcze Emilka nie żyje?! Rozdział bardzo smutny, ale pięknie napisany. Czułam wszystko to co chłopacy. Mi też brak Michiego (aż dziwnie , bo On przecież żyje ), ale wczułam się w to wszystko. :( Eh masakra jak Mi smutno, ale kocham Cię za tą historię. :) Czekam na następny.!
    Również Wesołych Świąt ! :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. To chyba jakiś żart..
    Jak to Emilka nie żyje ?!
    Nie chce mi się w to wierzyć..
    Rozdział chyba najsmutniejszy ale piękny , pięknie napisany .
    Żal mi Thomasa , człowiek żeby coś zrozumieć i naprawić potrzebuje czasu ale czasami mimo szczerych chęci jest już za późno..
    Teraz Emi nie żyje , Thomas ją kocha , a tutaj koniec...
    No nic czekam nn :*
    Szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać , jestem bardzo ciekawa co będzie dalej :*
    Także z niecierpliwością czekam nn :*
    WESOŁYCH ŚWIĄT ! <3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak to? To nie może być prawda ;C
    Ona musi żyć ;c
    Już boję się tego bólu w moim sercu, gdy Thomas dowie się o jej śmierci ;c
    Takie to piękne ;c
    I znów wyję ;c
    Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny <3
    Buziaki kochana ;***

    Wzajemnie ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. jak mogłaś mi/ nam to zrobić! w Borze Narodzenie!
    wiesz kiepski żart ;p
    pozdrawiam i czekam następny ;*
    a i wesołych świąt <3

    OdpowiedzUsuń