piątek, 26 września 2014

Czwarte zaklęcie. ♥



„I chyba nie potrafię powiedzieć, że nie chciałabym Ciebie mieć…”


-Nie wierzę- prychnął niezadowolony Gregor, patrząc na kartkę z wynikami. Zabawne, jak często pewność siebie i brawura stawia nas na przegranej pozycji już na samym początku.- Dogrywka- zażądał.- To niemożliwe, żebym osiągnął najgorszy wynik!
-Pogódź się z porażką, Schlierenzauer. Mimo że to nie ja wygrałem, miło w końcu nie widzieć Twojej zadowolonej facjaty- Michael opadł na kanapę z zadowoleniem i triumfem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęła się pod nosem obserwując rumor panujący wokół Austriaków. Spokój i stabilność jednak nie zawsze jest piękna. Monotonia w rzeczywistości może zabić resztki radości, które schowane są na dnie naszego serca. Odbiera jednocześnie człowiekowi świeżość i rześkość, która niezbędna jest do normalnego funkcjonowania.
-Też jestem za dogrywką- zagrzmiał Morgi, spoglądając na rozbawione sylwetki swoich kolegów z reprezentacji.- Niemożliwe jest to, żeby najlepsi, nagle zajęli ostatnie miejsca!- pisnął, okrągłymi oczami patrząc na kartkę z wynikami, które uzyskali.
-Życie- wzruszyła ramionami i podniosła się z fotela, podążając powolnym krokiem w stronę zwycięzcy.- Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną kilka godzin- mrugnęła okiem, składając na policzku Austriaka subtelny i delikatny pocałunek, lecz zawierający w sobie pewne uczucia. Trudne do opisanie. Nierozszyfrowane. Ale jednak były to uczucia.
-A tak w ogóle…- zaczął Stefan, podnosząc się leniwie z kanapy i jednocześnie wręczając dziewczynie wąską, podłużną ulotkę.- Idziemy do cyrku? No proszę, proszę, proszę- posłał Jej uśmiech oraz obdarował błaganym spojrzeniem, któremu nie sposób było odmówić.
-Cyrk mam codziennie z Wami- przewróciła oczami, z powrotem opadając na skórzaną kanapę. Podniosła wzrok, który od razu napotkał się z wyczekującymi na odpowiedź spojrzeniami kilku z Austriaków. Dzielnie walczyła z Nimi. Próbowała wymyślić cokolwiek, aby zadowolić każdą ze stron. Z kompromisem przecież każdemu do twarzy. A i również Jej coś nagle zaświtało w głowie. Coś, co zadowoli Austriaków, niekoniecznie drugą ze stron.- Aśka pójdzie z Wami do tego cyrku- powiedziała, spoglądając z intrygą na dziewczynę, która stała w drzwiach, bacznie obserwując poczynania zgromadzenia tam towarzystwa. Odstawała i czuła to. Nie była częścią rodziny, do której próbowała się wkręcić. Rodziną… Tak. W tak krótkim czasie stali się rodziną serc, mimo że sami nie zdawali sobie z tego sprawy. Pokochali się tak, jak kocha się rodzeństwo. Każde z Nich było inne. Posiadało inne zalety, inne przywary. Wszystko było różniące się, lecz Oni potrafili odnaleźć wspólny język. Umiejętność, której brakowało Jej. Której pragnęła się nauczyć, lecz czy to możliwe? To się posiada od urodzenia albo nie ma się wcale. Kalkulacja nie jest zbytnio skomplikowana.
-Ja?- jąknęła z okrągłymi ze zdziwienia oczami.
-Przecież tutaj pracujesz- oznajmiła pewnie Emilia, na której twarzy malował się triumf.- Nie ma taryfy ulgowej- dopowiedziała, chcąc jeszcze bardziej wytrącić dziewczynę z równowagi, której i tak posiadała niewiele.- Chłopaki idźcie się ubierać. Bilety same się nie kupią- zwróciła się do Austriaków, którzy posłusznie wykonali Jej polecenie.- Miłej zabawy- dodała na końcu, wyciągając się na kanapie, chcąc zażyć jak najwięcej odpoczynku zanim do pensjonatu wrócą z powrotem skoczkowie. Przed sobą zobaczyła jedynie dwie, smukłe, wysokie sylwetki, które patrzyły na Nią, nie mówiąc nic swoim wzrokiem.- Wy nie idziecie?- zapytała, wysyłając pytające spojrzenie tylko jednemu z Nich. Do drugiego nie miała tak wiele śmiałości…
-Nie- odpowiedział krótko szatyn, zajmując swoje miejsce u boku Polki.- Obejrzymy jakiś film- dodał, ujmując w swe dłonie pilot. Jej wzrok w końcu spoczął na nieco zakłopotanym blondynie, który ruszył powolnym i niepewnym krokiem w stronę swojego pokoju.
-Thomas!- zawołała za Nim, czując drobne łzy pod swoimi powiekami.- Nie będziesz oglądać z Nami filmu?- zapytała, chcąc jakby wybadać grunt, na którym stoi, by potem w przyszłości podjąć odpowiednie kroki, które były nie do uniknięcia.
-Nie- odpowiedział ochryple, nie zaszczycając Polki żadnym spojrzeniem. Nawet taki, w którym pełno było chłodu i negatywnych uczuć. Został zraniony. On i Jego dobre chęci, zamiary zostały zranione. Niełatwo było zapomnieć o upokorzeniu, które wówczas odczuł. Chciał siać pomoc wokoło, a i tak spotykało się to z przeciwnościami losu i wewnętrznymi blokadami ludzi, których w żaden sposób nie potrafili zdjąć. To jak kajdany narzucone na serce.
-Thomas…- zaczęła, będąc pewna, że najwyższy czas na odpowiednią rozmowę nadszedł. Już teraz. Czy nie za szybko?- Możemy porozmawiać?- spytała nieśmiało, lecz nawet to pytanie spotkało się z niemą odpowiedzią, która znana była tylko blondynowi. Milczał. Ciągle milczał, nie wiedząc jak postąpić. Co będzie dobre, a co niekoniecznie.- Jedna, krótka rozmowa… Proszę…- wyszeptała błagalnie, co ostatecznie skłoniło Thomasa do zgody. Odwrócił się szybko na pięcie i w ułamku sekundy znajdował się w nieznacznej odległości od Polki, penetrując wzrokiem każdy Jej ruch, gest, grymas zakłopotania na twarzy, który przybierał różne formy. Błądziła krótką chwilę wzrokiem po ciemnym podłożu, nie wiedząc jak rozpocząć swój monolog. W jaki sposób wyjaśnić postępowanie, którego sama nie pojmowała.
-Gregor…- spojrzała z wyrzutem na szatyna.- Mógłbyś nas już zostawić samych?- ich spojrzenia się spotkały. Jego czekoladowe i Jej zielone tęczówki zaczęły wspólnie tańczyć tango, próbując za wszelką cenę ugrać coś dla siebie i swojej wygody, lecz w rzeczywistości każdy ich ruch obdarzony był pewnego rodzaju, dziwną do pojęcia, namiętnością dwóch, wspólnie bijących dzikich serc.
-Moja obecność nie będzie Wam przeszkadzać- odezwał się, nieprzerwanie utrzymując kontakt wzrokowy z Emilią.
-Niech zostanie- westchnął Thomas, zauważając magię, która wytworzyła się pomiędzy Polką a Gregorem. Tą samą magię, którą pragnął jak najszybciej przerwać. Nawet jeśli wymagałoby to najbardziej brutalnych kroków z Jego strony.- To przyjaciel… Nie mamy przed sobą większych tajemnic…
-Przepraszam- powiedziała na jednym wydechu, przerywając jednocześnie grę, którą prowadziła ze Schlierenzauerem.- Potraktowałam Cię ohydnie… Sama się teraz tego wstydzę- założyła ręce na piersi, nie mając odwagi spojrzeć w błękitne oczy Austriaka. Zażenowanie własnym zachowaniem. Tak, to również można odczuwać. Żałuje się wielu rzeczy, które się zrobiło, jeszcze więcej słów, które zostały wypowiedziane. Nie tylko w gniewie, lecz te słowa posiadają największą siłę. Tak, a nie inaczej, skonstruowane jest już życie i świat, na którym przyszło Nam żyć…
-Tak, masz rację, tak Go potraktowałaś- wtrącił się Gregor, widząc, że blondyn nie reaguje zbytnio na słowa, które wypowiadane były przez Polkę.- Powiedz chociaż dlaczego- spojrzała na Niego z wyrzutem. Wiedziała co ma na myśli. Wiedziała, że szatyn chce, aby powiedziała blondynowi to, co powiedziała Jemu samemu. Ale czy można tego od Niej oczekiwać? Nie. To my sami wybieramy sobie osoby, które chcemy obdarować sekretami, tajemnicami, obawami, czy wątpliwościami, które spędzają Nam sen z powiek. Ryzyko jest Nasze. Poczucie lekkości ducha, również. Wstała gwałtownie z kanapy krążąc w kółko po salonie. Chcąc grać na czas. Pragnąć zyskać jak najwięcej czasu na podjęcie odpowiedniej decyzji.
-Ostatnio w moim życiu wiele rzeczy dzieje się…- zamilkła. Nie wiedziała jakiego słowa użyć, aby nie dać poznać blondynowi, że nie chce, by do końca wiedział co się dzieje w Jej życiu. Czego sama nie potrafiła dopuścić do swojej świadomości. Z czym podzieliła się tylko z Gregorem…- …poza moją kontrolą- dokończyła, próbując analizować każde słowo po kilka razy.- Ale to i tak nie usprawiedliwia mnie. Chciałeś dobrze dla mnie, a ja…- stanęła w miejscu, patrząc z uwagą na blondyna.- Przepraszam- wyszeptała ochryple, zachowując w swoich oczach łzy, które pojawiły się jeszcze niedawno. Z Jego strony nadal nic. Milczał, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.
-No powiedz coś- odezwał się Gregor, przerażony z lekka niezręczną ciszą, która zapanowała.- Ma stanąć na głowie, żebyś Jej wybaczył?- spojrzał na Polkę porozumiewawczo.
-Przepraszam- powtórzyła się.- Tylko tyle mogę powiedzieć… Nic więcej.
-Nie oczekuję niczego więcej- zabrzmiał głos blondyna, wprawiając rudowłosą o przyjemne dreszcze, które miała okazję poczuć.- Trochę głupio wyszło, ale również i ja nie powinienem mieszać się w nie swoje sprawy. 
-O nie- zagrzmiała, czując przebaczenie i rozluźnienie atmosfery między Nią a Thomasem.- Nie będziesz brał moich win na siebie. Co to, to nie- usiadła obok Niego, obejmując chłopaka ramieniem.- Tak nie robią nawet przyjaciele- na dźwięk ostatniego słowa wyprostował się, z zaskoczeniem wpatrując się w Emilię, która z uśmiechem na twarzy patrzyła na Niego swoimi okrągłymi, zielonymi oczami. Podświadomość wrzeszczała, że to słuszne, lecz coś jeszcze innego, coś o czym dawno zapomniał, co według Niego umarło już dawno, nagle odżyło i zaczęło domagać się o swoje racje i spełnienie potrzeb. Potrzeb, tak naprawdę niemożliwych do zaspokojenia.
-Jak wolisz- przytulił filigranową Polkę do siebie. Najprostsze gesty czasem wyrażają więcej niż słowa. Nawet najbardziej skomplikowane czyny i wyszukane słowa, nie są w stanie zastąpić prostych uczuć, przy których wszystko staje się niezrozumiałe, lecz jakże piękne i warte poczucia.
-Rozmawiałeś z Kristiną?- zapytał nagle Gregor, patrząc jak Jego przyjaciel kiwa przecząco głową, spuszczając swój wzrok na dół.- To co? Czekasz na to aż wywiezie Ci małą na drugi koniec Europy?!- warknął stanowczo, nie chcąc zmuszać się do krzyku. Krzykiem i tak nikt niczego nie zdziała. To szept ma najpotężniejszą moc.
-Gregor ma rację-zabrała głos, nie wiedząc czy postępuje dobrze.- Powinniście jak najszybciej porozmawiać- z każdą sekundą traciła pewność w swoim głosie.- Nie sprawujecie opieki nad psem, ale nad dzieckiem…
-Zadzwonię do Niej- westchnął zrezygnowany, wyciągając ze swojej kieszeni telefon komórkowy.- Macie rację… Czym prędzej tym lepiej.
-Trzymam kciuki- wstała, chcąc zostawić Thomasa samego, podczas prowadzenia jednej z najważniejszych rozmów w Jego życiu.
-Emi, zostań…- chwycił Jej rękę, delikatnie przyciągając Ją do siebie.- Jesteś w tym ze mną od samego początku… Zostaniesz do końca?- zawahał się na chwilę, wlepiając wzrok w zielone oczy Polki, nieśmiało prosząc Ją o swą obecność, która miała pomóc. Ukoić i uśmierzyć. Dodać pewności siebie i entuzjazmu, dzięki któremu każdy cel miał stać się łatwy do zdobycia.
-Jasne- odparła, siadając u boku blondyna, zmieszanym wzrokiem patrząc na to, co dokonywało się na Jej oczach. Sposób w jaki Thomas ujął Jej dłoń… Dotychczas nieznane Jej pragnienie nagle zostało zaspokojone. Dotyk będący niczym narkotyk. Wywołujący awarię w Jej ciele. Serce zaczęło bić jak szalone. W głowie wybuchała nieoczekiwana eksplozja. Żołądek nieubłagalnie kurczył się i rozluźniał. W gardle pojawiła się ogromna guła, a usta i tak mimowolnie mówiłyby „jeszcze”…
-Tak, Kristina to ja- odezwał się a w Jego oczach pojawił się strach, którego wcześniej nie było w tęczówkach blondyna.- Nie rozłączaj się, porozmawiajmy- spojrzał błagalnie na Emilię i Gregora. Zupełnie tak, jakby pragnął pomocy z ich strony, mimo że wiedział, iż sam musi stawić temu czoła. Jeśli się nie zawalczy, tym bardziej nie poniesie się zwycięstwa.- Uspokój się. Nie chcę niczego od Ciebie. To Lilly jest tutaj najważniejsza…- błądził, nie potrafiąc powiedzieć niczego, co mogłoby przynieść jakikolwiek skutek. Tak często staramy się wszystkimi siłami ukoić i uspokoić sytuację, kiedy dotyczy ona najważniejszych osób w naszym życiu. Wówczas jesteśmy na wyrost ostrożni i uważni. Z delikatnością dobieramy każde słowo, bojąc się, że nawet najmniejszy, niekontrolowany ruch, gest, tym bardziej słowo, które wydostanie się z naszego gardła, zniszczy wszystko na czym nam zależy. Najczęściej jest właśnie tak, że to detale decydują o wszystkim. O być i nie być. O śmierci i życiu. Posiadaniu skarbu bądź ograniczaniu się do samego myślenia o nim…- Nie rozłączaj się… Poczekaj, proszę…- mówił, patrząc z obłędem i rozpaczą wraz z wołaniem o pomoc na Emilię. Okolice klatki piersiowej zakłuły. Nie miała pojęcia co robić. Była obcą osobą, a tak bardzo zaangażowała się w sprawy prywatne Thomasa. Według Niej za bardzo. Za daleko to wszystko zaszło. Jej nigdy nie powinno zacząć zależeć na żadnym z nich, a co dokonywało się na Jej oczach? Ich życie traktowała poważniej niż swoje własne.
-Nie powinnaś robić tego, Thomasowi!- wrzasnęła, wyrywając blondynowi telefon. Nie potrafiła znieść dalej krzyku blondyna, gdy patrząc na Nią, milczał. Płonął ciszą, jednocześnie wołając z całych sił Emilię.- Myślisz, że robisz to dla dobra Lilly?! Wmówiłaś to sobie! Najzwyczajniej uciekasz, bo tak będzie Ci wygodniej! Zrobiłabyś wszystko, byleby sprawić Thomasowi taki sam ból, jaki On sam Ci zadał!- Thomas patrzył na Nią ze strachem, jak i podziwem. Czego się bał? Proste. Tego, że straci ostatecznie szansę na życie, w którym nieustannie obecna będzie Jego najdroższa Lilly przez gwałtowną reakcję Polki, lecz teraz to tylko Ona dała mu nadzieję. Wiedział jak bardzo nienawidzi Go Kristina. Wiedział czemu. Wiedział jak bardzo Ją zranił. Jednak, czy zasłużył na to, żeby stracić kontakty z córką, która była dla Niego najważniejsza?- Bądź na tyle odważna i staw wreszcie czoła rzeczywistości- powiedziała nieco spokojniej, wciągając do swych płuc powietrze.- Tego, co zrobił Ci Thomas nic nie usprawiedliwi. Nigdy- spojrzała na blondyna spojrzeniem, w którym dostrzec można było pogardę.- Ale czemu chcesz krzywdę robić Lilly? Nie masz pojęcia co to znaczy wychowywać się bez jednego z rodziców…- szepnęła ochryple, tamując ledwo łzy, wzbierające się pod Jej powiekami.- To coś w rodzaju przekleństwa… Pewnego rodzaju brzemienia, które stale odciska piętno… Dzieci ciągle pytają siebie samych dlaczego akurat ich to spotkało… Co zrobiły źle, że taty bądź mamy nie ma przy nich… A jak już są, to bardzo rzadko. Jeśli naprawdę kochasz Lilly, nie daj Jej tego odczuć… Nie pozwól na to, aby Twoje relacje z Thomasem odbijały się na Jej życiu… Ona nie jest niczemu winna…- powiedziała już ledwosłyszalnie, nie wytrzymując już buntu nad łzami, które bezwładnie spłynęły po Jej bladych policzkach. Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiewała się tylko głucha cisza. Drżącą ręką podała telefon oniemiałemu blondynowi, który wzrokiem ze skrajnymi uczuciami wpatrywał się raz w Polkę, raz w telefon, który spoczywał na Jego dłoniach. Emilka, nie patrząc ani razu na Austriaków, popędziła do swojego pokoju, by nie pokazywać więcej łez ludziom. Niby wyrzuciła już klucz do wspomnień, lecz nawet niechciane one i tak powracały. Wbrew Jej woli… Wbrew wszystkiemu… Ale to było piętno, o czym wcześniej wspominała już Kristinie… To nie zniknie. Pozostanie z Nią na zawsze. Musi jedynie poradzić sobie z życiem wraz z tą blizną na duszy… Niby były to tylko nielicznych wspomnień garść i tak winą obarczała siebie i tylko siebie… Mimo że nie miała prawa… Nie mogła… A jednak. Zdecydowanie za często w życiu zbyt dużo myślimy. Snujemy scenariusze, które nigdy się nie zrealizują. Dobijamy siebie samych, raniąc jeszcze bardziej swą okaleczoną duszę. Taka jest już natura ludzka. Za często pozbawiona logicznego sensu. Za bardzo wszystko komplikująca. Za bardzo rozpamiętująca przeszłość…
Usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi. Wytarła szybko łzy, które spływały po Jej wilgotnych policzkach. Poprawiła swoje długie, rude włosy, czując nadal w jaki sposób panika i rozpacz krąży po Jej ciele. Zupełnie tak, jakby tu wszędzie było ciemno. Jakby dawno umarła i nie potrafiła już śnić o niczym innym niż przeszłość, która wróciła właśnie teraz. W najmniej oczekiwanym momencie. I raczej najmniej odpowiedniej chwili. Porównać to można do wiecznej nocy i wiecznego strachu, przed powrotem otchłani przeszłości. Jak miała żyć, skoro nie miała sił? Każdemu chciała pomagać, lecz sama najbardziej potrzebowała pomocy…
-Kto tam?- zapytała cieniutkim głosikiem, w którym ciągle słychać było szloch.
-Ja- usłyszała, po czym Jej kąciki ust lekko uniosły się ku górze. Mimowolnie. Od tak sobie. Ktoś nagle zaświecił jasne, malutkie światełko w ciemności, w której dotychczas trwała.
-Jaki ja?- odezwała się ponownie, odgarniając grzywkę na bok, która dotychczas nieskładnie opadała Jej na twarz.
-No ja- odpowiedział, ciut zniecierpliwiony głos, który w dziwny sposób sprawił, że Jej modły w końcu zostały wysłuchane.- Mogę wejść?
-Wejdź- odpowiedziała poważniej, widząc po chwili przed sobą wysoką i smukłą sylwetkę brązowookiego Gregora. Uśmiechnęła się subtelnie. Czyżby poczuła się potrzebna? Ważna? Może to tylko złudzenie?- Co chcesz?
-Przytulić- odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem, siadając obok Emilii, wywołując u Niej niemałe zdziwienie oraz zakłopotanie. Patrzyła na szatyna swymi okrągłymi, zielonymi oczyma, nie wiedząc co powiedzieć bądź jak się zachować w tej sytuacji. Cokolwiek by nie zrobiła, będzie żałować… Kolejna sprzeczność życia. Gdy ma się dwie opcje do rozważenia, czemu tak często bywa, że każda w konsekwencjach jest podobna?- Byłaś taka smutna… Należy Ci się- dopowiedział, chcąc wyrwać Polkę z bitwy myśli, w której obecnie się znajdowała.
-Wydawało Ci się…- odpowiedziała, siląc się na obojętność, z której niewiele wyszło. W rzeczywistości Jej głos przepełniony był niepewnością, co wyczuł także szatyn.
-Przepraszam Cię bardzo, ale ktoś taki jak ja się nie myli- stwierdził pewnie, zbliżając się nieznacznie do Emi. Na Jego twarzy ciągle gościł zawadiacki uśmiech, który skrywał w sobie magię tysiąca gwiazd. Wbrew własnej woli i Ona uśmiechnęła się delikatnie, również zbliżając się delikatnie do szatyna.
-Taki jak Ty…- powtórzyła, patrząc tępo przed siebie.- Zadufany w sobie narcyz. To miałeś na myśli, prawda?- wystawiła podstępnie język, oczyma śmiejąc się jak dziecko do szatyna. I w Jego tęczówkach zobaczyła coś niezwykłego. Coś, co narodzić musiało się dopiero teraz. Niedawno. Przed chwilą. Szatyn odwrócił się do Niej tyłem. Dziewczyna dała mu lekką sójkę w bok.- No dobrze. Mały przytulas nikomu chyba nie zaszkodzi…- uległa, a już w ułamku sekundy znalazła się w ciepłych objęciach szatyna. Mocne ramiona Austriaka sprawiały, że chciała pozostać już w nich na zawsze. Bezpieczeństwo, którego doznała było na tyle przyjemnym doznaniem, że chciała czuć to już zawsze i wszędzie. Męski, ale za to delikatny zapach perfum Gregora, pogłębiał tylko melancholijny stan, w którym się znajdowała. Chłopak delikatnie pogładził swą dłonią plecy dziewczyny. Czuł, jakby w swoich ramionach trzymał coś bardzo kruchego i delikatnego. Jakby był już odpowiedzialny za Emilię. Że nie może wymknąć mu się teraz z rąk, gdyż bez Niego stać może Jej się ogromna krzywda.- Dosyć tego dobrego…- wydyszała, kiedy spostrzegła się, że musi przerwać ten piękny stan. Że słońce zbyt długo zaświeciło w Jej świecie. Teraz pora na powrót do ciemności, która teraz zaczęła Jej dokuczać, a w której dawniej żyła na co dzień bez większych buntów czy nagłej chęci zmiany wewnętrznej pogody duszy. To aż zadziwiające jak kilka osób potrafi wpłynąć na nasze życia. Niby obce osoby, a jednak tak istotne… Musi jednak mieć się na baczności. Im dalej wyjdzie poza określone schematy swego życia, tym boleśniejszy będzie powrót do rzeczywistości.
-Jakby co, polecam się na przyszłość- cmoknął Ją delikatnie w czoło, zupełnie jakby była małą, zagubioną dziewczynką, której za wszelką cenę chce pomóc. Patrzył jak na młodszą siostrę, której potrzebna jest pomoc i wsparcie starszego brata. Niby urocze, lecz czy nie zgubne myślenie w ich przypadku?- Teraz najlepiej będzie, kiedy się położysz- rzekł z troską, którą okazywał na każdym kroku, w każdym słowie, każdym dotyku. Zabawne, gdyż nawet nie zdawał sobie sprawę, że posiadał taką maskę w swoich zbiorach. A może po prostu raz zapomniał ubrać maski i po prostu był sobą?
-A co z kołysanką na dobranoc, tatuśku?- zapytała kąśliwie, rozkładając się na swoim szerokim i miękkim łóżku. Szatyn jeszcze raz spojrzał na Emilkę, po czym wyszedł z Jej pokoju, nie wiedząc jak sprzątnąć bałagan w swej głowie, który wywołał On sam. Kto kazał mu przyjść do Emi? Dlaczego tak bardzo przejął się nie swoimi zmartwieniami? Nigdy wcześniej tego nie robił… Czemu chciał być, nie pytając nawet dlaczego? Niczego nie wymuszał. Na nikogo nie naciskał. Był i chciał być. To stało się celem nadrzędnym. Celem, którego nie potrafił objąć rozumem. Nieposkładane myśli wirowały wokół Jego głowy, powodując, że dzisiejszej nocy nie potrafił zmrużyć  oka nawet na chwilę…

Drogi pamiętniku!
Co ja zrobiłam… Co ja zrobiłam… Co ja zrobiłam…
Czy naprawdę muszę być tak słaba? Czemu nie potrafię przejść obok obojętnie, nie angażując się w absolutnie nic uczuciowo?
To wszystko za daleko zaszło. Czuję, że życie powoli wymyka mi się z rąk, a ja stoję pośród potłuczonego szkła, bezradnie próbując choć dwa kawałki złożyć do siebie, nieustannie kalecząc samą siebie. Chcę dobrze- wychodzi źle…
Nie chcę takiego życia. To nie życie, lecz nieustanny strach. Strach przed uczuciem, w które zaplątam się jak w pajęczynę , z której już nigdy nie wyjdę…
Sama nie wiem, co do kogo czuję. Nie mam pojęcia jak interpretować swoje uczucia. Kompletnie sobie z tym nie radzę. Poza tym, dziś to znowu się stało…
Ponownie wróciłam do przeszłości, pomimo obietnic, które sama sobie złożyłam. Mam teraz zacząć gardzić samą sobą? Nie potrafię uciec… Naprawdę… Tak bardzo się staram, ale nie potrafię… Przepraszam… Jeżeli jeszcze okaże się, że Thomas straci przeze mnie kontakty z Lilly…
Co wówczas mam ze sobą zrobić? Dlaczego, do cholery, nie potrafiłam zachować się racjonalnie?!
Czemu nie zapanowałam nad sobą?! Ale tego też nie potrafiłam… Nie umiałam patrzeć na Niego i Jego smutne, błękitne oczy, które stać mogą się centrum wszechświata…
Na chwilę zobaczyłam, że są całkowicie szare i pozbawionego jakiejkolwiek iskierki w oczach. Gasnąca nadzieja malowała się na Jego twarzy. Każda cząsteczka Jego ciała umierała ze świadomości, że zostanie pozbawiona najważniejszego skarbu w postaci Lilly.
Musiałam coś zrobić… Musiałam, zwłaszcza, że wiem, iż żadna duszyczka nie zasługuje na posiadanie tylko jednego rodzica… Wówczas wszystko powróciło. Dlatego się rozkleiłam. Dziś poczułam tak naprawdę siłę łez… Doszłam do wniosku, że bardziej boli wstrzymywanie ich, niż czuje ich na swych policzkach. Najgorsze jest jednak uczucie, kiedy chcemy głośno zapłakać, a nie możemy… Tak, jak ja teraz.
Pragnę wypłakać wszystkie swoje żale, wykrzyczeć je światu, lecz nie mogę. Przez Gregora… Na chwilę połaskotał moje wnętrze swoim ciepłem, powodując uśmiech, który trwa na mojej twarzy do teraz… Dziwne, prawda? Nie mam siły do samej siebie. Nie wiem co czuję. Nie wiem co robię. Nie wiem co robić. Nie wiem jak żyć. Nic nie wiem…

-Śpisz?- usłyszała szept, który rozlegał się zza drzwiami, mieszając się z cichym i delikatnym pukaniem do drzwi. Szybko schowała swój pamiętnik pod poduszkę, przykrywając się od stóp do głów ciepłym kocem.
-Tak- jąknęła, przerażona obecnością swojego gościa. Znajdował się co prawda za drzwiami, jednak wystarczyło tylko to, aby spowodować u Niej szybsze bicie serca.
-Możemy chwilkę porozmawiać?- zapytał, oczekując pozytywnej odpowiedzi. W dziwny sposób pragnął rozmowy z Polką. Chciał podziękować, możliwe że także udzielić porządnej bury. Cokolwiek. Byleby mieć kontakt z Nią. Raz jeszcze poznać treść Jej zielonych tęczówek. Niezrozumiała potrzeba, której nie potrafił się przeciwstawić.
-Nie- odpowiedziała pewnie, ukrywając twarz w poduszce obok.- Dziś już nie pora na rozmowy, poza tym, jestem naprawdę senna…- wydukała, podpierając rękoma swą głowę.
-Skoro tak uważasz…- powiedział zawiedziony, opierając się o drzwi od pokoju rudowłosej. Nie potrafił pojąć. Kolejna rzecz, której nie potrafił uczynić… Czemu tak chorobliwie zaczęło mu zależeć? Czuł, że znów się zgubił, a jedną mapą są zielone oczy Emilii, w które uwielbiał się wpatrywać. Powinien czuć się dojrzale, lecz wewnątrz był jeszcze dzieckiem. Znów się tak poczuł. Czemu? Na jak wiele pytań nie ma odpowiedzi na tym świecie?- Dobrej nocy…- dodał, udając się w stronę swojego pokoju.
-Thomas…- szepnęła do siebie, patrząc w sufit. Z oczu po raz kolejny popłynęły słone łzy, które teraz paliły Jej skórę. Znów uciekła. Schowała się jak małe dziecko przed problemem, by odwlec go jak najbardziej w czasie. Tylko po co? Nie zdaje sobie sprawę, że jutro nie umiera nigdy, przez co i tak spotka się z konsekwencjami tego co zrobiła? Zdecydowanie za często to, co uskrzydla, potrafi być jak morderca…
_______________________________

Jak oceniacie postępowanie Emilki? Robi słusznie odpychając od siebie Thoma?
Śmiało! Dzielcie się ze mną swoimi spostrzeżeniami w komentarzach.
Wiem, że to już nudne, ale komentarze są naprawdę największą dawką motywacji.
Z racji, iż wyjeżdżam na kilka dni, następny rozdział pojawi się w sobotę pod wieczór albo ewentualnie w niedzielę. :)
Jeszcze jedno pytanie, moje drogie. Czy tekst się Wam dobrze czyta? Może coś zmienić?
Jeśli tak, proszę, piszcie śmiało. Poprawi się szybko to i owo, aby każdemu było wygodnie. ;)) 

Zapraszam Was również na nowy owoc współpracy w duecie z Ann! 

Bądź silny!  

12 komentarzy:

  1. Przepięknocudowny *-*
    Jejku naprawdę odpływam *-*
    Emilka jest taka krucha, a coś mi podpowiada, że skradła kawałek serca Gregora jak i Thomasa ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy na jej miejscu postąpiłabym tak samo. Odpychając od siebie Thomasa krzywdzi nie tylko jego, ale i samą siebie...
    Wypad do cyrku? To tylko Stefcio mógł wymyślić :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co napisać ! :*
    Przepiękne !
    Czekam za następnym :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mistrzu ! Lepiej się nie dało nie ? Nie wiem czemu ale ciągnie mnie do Thomasa ona nie powinna go odpychać! Bardzo podobało mi się to jak walczyła o Lily. Świetnie napisane , czakam na kolejne:)

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra. Gips zdjęty więc mogę pisać i krzyczeć i w ogóle :D
    Emilka skarbie ja na prawdę pałam sympatią do tej dziewczyny ale na Boga! Zdecyduj się dziewczyno! Najpierw Michi potem Thomas dzisiaj Gregor a jutro co? Manu? O nie! To mi się nie podoba! Odepchnięcie Thomasa nie uważam za jakoś specjalnie złe ale! Ale dopóki się nie zdecyduje niech lepiej uważa, bo igra z ich uczuciami a to nigdy nie wnosi nic dobrego. Żeby się wszyscy nie odwrócili od Niej i żeby sama nie została! Rozdział napisany super jak zawsze z resztą :P Pisz szybko kolejny i błagam ogranicz Jej amory bo palpitacji można dostać czytając to. Ja cały czas miałam wrażenie, ze do pokoju wejdzie Thomas i zrobi się burza taka z grzmotami i błyskawicami i tornadem i w ogóle łoooooooooooooo! O taka burza. :P
    Wiem, pisze jakbym coś piła ale chyba procenty trzymają mnie jeszcze po świętowaniu drugiej obrony :P
    Buziole kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz , że stać mnie dziś tylko na jedno prawda?
    Cudowny jak każdy poprzedni.
    Wybacz.
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurde... mocne.. :)Emilia według mnie postępuje nieco irracjonalnie. Dlaczego odpycha od siebie Thomasa? Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Czyżby odczuwała to, co czuje chłopak? Czyżby sama poczuła coś znacznie więcej? Nawet jeśli to... zauroczenie jest pięknym, budującym i zdecydowanie motywującym uczuciem, którego za żadne skarby nie można odrzucać. Bo kim się wtedy staniemy? Niczego nieodczuwającymi bestiami? :/ Nie rozumiem. 
    Rozdział bardzo mi się podoba. Co uwielbiam w Twoim pisaniu? Opis przeżyć wewnętrzych. Zawsze jest takie dokładne i szczegółowe, że idzie poczuć wszystkie emocje, jakie towarzyszą bohaterowi w danej chwili. :) To jest prawdziwy talent. ^^
    Czekam na kolejny. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem pod mega wrażeniem, nie wiem w sumie co mogę tu napisać...
    Cudowne opisy! Ale to chyba już wiesz i powtarzam się xD
    Gregor, nie mogę rozgryść więzi pomiedzy nim a Emi, myślę, że to nie tylko przyjaźń. Thomas? Po opisach uczuć widać, że dla Emi nie jest obojętny, więc dlaczego go odrzuca? Może powodem jest właśnie Gregor? Hmmm... Mam nadzieję, że to się wyjaśni w następnych rozdziałach :)
    Wielki plus za długość :D
    Pozdrawiam i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyno !
    Ty pewnie Sobie tego nie wyobrażasz co robisz z człowiekiem, który czyta twoje opowiadanie.
    Ja wpadłam jak w trans i bałam się że ten rozdział się skończy. Czytałam go z taką przyjemnością, jak chyba nigdy. <3
    Dobrze że przeprosiła Thomasa, bo tą dwójkę najbardziej lubię. :)
    I to jak dała opieprz jego byłej żonie, to było po prostu mistrzostwo... ! <3
    Tylko co jest powodem, że Emi go odrzuca. Przecież to taki świetny chłopak.
    Mam nadzieję że ona w końcu przejrzy na oczy. ;)
    Czekam na kolejny, tak cudowny rozdział. ;***

    Buziaki, Kochana ! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. jejeujeuefeuferf ♥
    muzyka w tle na wielki wielki plus ♥ aż przypomina mi się mój ukochany film dzieciństwa tylko mnie kochaj :D
    A co do rozdziału, kolejne idjwefusfuebfuehfu ♥
    cudownyy no! ♥
    Nowy blog u mnie: http://miloscodmienna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. przez przypadek weszłam na twojego starego bloga i patrze nowe opowiadanie!:) strasznie się z tego powodu cieszę:) wystarczył jeden wieczór by pochłonąć 4 rozdziały, więc kolejne bardzo wciągające opowiadanie spod twojej ręki się rodzi.
    Zgadzam się z dziewczynami trochę wyżej. To co robisz z nami, opisując emocje i przemyślenia bohaterów- magia. Chce się czytać i czytać.
    Co do Thomasa- moim zdaniem dobrze, że go odtrąca. Albo przynajmniej nie chce się, aż tak angażować w tą relację. Bardziej podoba mi się to co dzieje się między Emi a Gregorem. Ale coś czuję, że postać Emilii sporo namiesza w relacjach wszystkich skoczków. :)
    Caro

    OdpowiedzUsuń