„Nikt
nie zniszczy ich związku, nawet jeśli go nie ma, gdyż miłość sama Ich wybrała…”
Czasami przerwy wychodzą nam na dobre,
gdyż podczas ich trwania zdajemy sobie naprawdę sprawę z tego jak bardzo za
kimś tęsknimy… Jak bardzo kogoś kochamy… Jak bardzo go potrzebujemy… Dopiero
wtedy zdajemy sobie sprawę z potęgi naszej miłości. Doceniamy ją. Rozumiemy jak
wielką posiada ona władzę nad naszym życiem, które jest ciągłymi wyborami,
decyzjami, czynami, a nawet najmniejszymi gestami. I z każdym kolejnym dniem
tęsknoty, Jego miłość stawała się coraz bardziej potężna, mądrzejsza o nowe
doświadczenia. Nie można tego racjonalnie pojąć. Nie można zrozumieć bądź
nauczyć się, jak wzoru na obliczenie
pola koła, czy prostokąta. Uczucia są czymś, czego nie da się zmierzyć. Nie
można obliczyć ile miejsca zajmują w naszym mózgu, czy w sercu. Miłość po
prostu rozpala serce, powodując, że raz zdaje nam się, że ono umiera, a drugi
raz bije zbyt gwałtownie. Nie nadążamy za nim. I to jest piękne. Ludzie nie
doceniają tego, lecz to szczegóły i najprostsze sprawy w życiu są
najważniejsze. Dostarczają najwięcej pozytywnych odczuć. Dzięki tak drobnym
szczegółom, jesteśmy w stanie zauważyć coś, czego nie widzą oczy… Dlatego też,
również Thomas postanowił zwolnić. Chociaż na kilka chwil, by złapać oddech.
Pozwolić sobie na więcej, niż dotychczas. Najprościej mówiąc, dokonał wyboru,
który zadecyduje o całej reszcie Jego życia. Czasami jednak nie można odpuścić
i stanąć z boku, patrząc jak być może ostatnia szansa na szczęście, ucieka nam
przed nosem, bo w życiu są sprawy dużo ważniejsze niż spokój. Wybrał Emilkę.
Aśka stała się zamkniętym rozdziałem Jego życia już na zawsze. W rzeczywistości
nigdy Jej nie kochał. Jedyne co łączyło Go z brunetką, to strach. Strach przed
opuszczeniem i samotnością, która dopadłaby Go, kiedy Aśka znudziłaby się i
odeszła. Bo niby czemu inaczej nalegałby tak na ślub? Małżeństwo byłoby pewnego
rodzaju gwarancją, przed uniknięciem samotności. Scementowaniem ich związku,
który był lekki jak piórko. Nietrwały w układzie, jakim trwali. Ale kiedy
okazało się, że Emi żyje, postanowił zaryzykować. Postawić wszystko na jedną
kartę. Znów zobaczyć Jej bladą twarz oraz podtapiać się w zielonych tęczówkach.
Ponownie kochać Ją niczym nastolatek, nie przejmując się o jutro. Bo w końcu
Ona Jego też kochała… Czas da rady wszystkiemu. A także zabliźniając rany po Michaelu,
pchnie Polkę w stronę prawdziwej, bezgranicznej miłości, którą blondyn chciał
ofiarować Emilii. Zatem zdobycie adresu tymczasowego pobytu rudowłosej od
Gregora nie było żadnym wyzwaniem, choć szatyn stawiał dzielnie opór. Jednakże,
skoro Thomas zaszedł już tak daleko, mógł pozwolić sobie na stracenie
wszystkiego tak od razu? Nie, nie tym razem. Postanowił choć raz walczyć o
własne szczęście, niekoniecznie trwające do końca Jego dni. Wystarczyłyby mu
Jej najpiękniejsze spojrzenie magicznych zielonych tęczówek oraz pocałunek,
który czułby na swych ustach przez resztę życia…
Będąc
na miejscu, wykonał jeden, zdecydowany ruch, naciskając dzwonek do drzwi
jednego z mieszkań, znajdujących się w centrum miasta. Jego serce przybrało
mordercze tempo galopu, wyczekując na wzniecenia płomienia miłości w Jego sercu
bądź całkowitego odebrania nadziei, która karmiła Go przez ostatnie dni.
Nadziei, że odnajdzie to, co zgubił kilka lat temu przez perspektywę
postrzegania świata, którą sam w sobie wykształcił. I nadeszło przełamanie.
Wezbrane fale uczuć uderzyły z impetem w Jego serce, jak i duszę. Okrągłymi
oczyma patrzył na kobietę stojącą przed Nim. Te same zielone oczy, które trwały
w Jego głowie. Tak samo rude włosy, jak kiedyś. Piegi rozmieszczone w takich samych
miejscach, co kilka lat temu. Jedynie Jej twarz była mniej blada, a w oczach
krył się wyblakły ból sprzed lat, który w bardzo ślamazarny sposób powoli
opuszczał Jej życie.
-Emi…-
szepnął sparaliżowany, nadal patrząc okrągłymi oczami na Polkę, której zaparło
dech w piersi.- To naprawdę Ty…- niedowierzającym wzrokiem lustrował sylwetkę
Emilii, nie opuszczając nawet najmniejszego szczegółu.
-Kim
Pan jest?- spytała zdezorientowana, patrząc przerażonym wzrokiem na
Morgensterna, który usłyszawszy słowa Polki, spojrzał na Nią spanikowany.
-Emilko,
co się dzieje?- zapytał, gładząc Jej błyszczące włosy. Tak po prostu. Od tak,
wyciągnął rękę w Jej kierunku, aby znowu poczuć cząstkę Jej. Tak małą i
nieistotną, lecz przynoszącą Jego sercu ogromną ulgę. Ulgę nie do opisania i
nie do pojęcia…
-Nie
znam Pana, przepraszam- powiedziała, odsuwając się od Austriaka.- Może
powinnam, ale nie mam pojęcia kim Pan jest- kiwała przecząco głową, by dać
Thomasowi większą wiarę w słowa, które raz po raz wypuszczała ze swoich ust.
-To
niemożliwe, żebyś mnie nie pamiętała!- powiedział głośniej, przybliżając się z
powrotem do Emilii, kładąc swą dłoń na Jej bladym policzku.- Jestem Thomas. Kilka
lat temu bez pamięci się w Tobie zakochałem. Później pozwoliłem sobie Ciebie
stracić, ale już nie pozwolę, aby coś złego nas spotkało. Będę bronił nas z
całych swoich sił…- gładził Jej policzek kciukiem, a w Jego oczach dało zauważyć
się łzy, które ostatecznie nie ujrzały światła dziennego.
-Ja
wiem tylko, że choruję na Alzheimera- jęknęła, czując, że pod Jej powiekami
wzbierają się łzy wzruszenia, spowodowane wcześniejszym monologiem Austriaka.-
Nic nie pamiętam, a chciałabym…- dopowiedziała, słysząc jedynie ciszę ze strony
Thomasa.
-To
nie może być prawda…- ukrył na chwilę twarz w dłoniach. Kolejna wiedza trudna
do przyswojenia. Zbyt trudna…- Jesteś za młoda!- krzyknął, lecz w sposób
łagodny.
-To
nie zależy ode mnie- powiedziała cicho, patrząc na chłopaka spod przydługawej
grzywki.- Nie przypominam sobie niczego w tył. Moja przeszłość jest białą,
czystą kartką…
-A
Gregora i Aśkę jakoś zdołałaś sobie przypomnieć!- krzyknął, patrząc szklanym
wzrokiem na zakłopotaną minę Emilki.- Pisałaś do nich! Szukałaś kontaktu!
-Nie
krzycz…- szepnęła, czując, że staje się czerwona na oczach.
-Dobrze,
nie będę- powiedział łagodniej, wciągając do swych płuc dosyć parne powietrze.-
Przepraszam… Po prostu nie mogę tego pojąć…
-Rozumiem-
oświadczyła, wysilając się na subtelny uśmiech, który miał na celu rozluźnienie
panującej atmosfery.- W odpowiedzi na Twoje pytanie, Bartek powiedział mi, kto
mógłby pomóc mi poznać swoją przeszłość. Niestety i tak na marne…- wyraźnie
posmutniała.- Z każdym dniem zapominam coraz więcej. Choroba coraz bardziej się
pogłębia…- przyznała, patrząc w ciemne podłoże.
-Nie
wierzę w to…- rzekł ochryple, zasłaniając ręką usta.- Przecież w to się wierzyć
nie chce…- wybulgotał bezsilnie.
-Przykro
mi- powiedziała, znacząco odchrząkając.- Kim dla mnie byłeś?- spytała
zaciekawiona, patrząc błyszczącymi, zielonymi oczami z iskierkami na blondyna,
który niemalże w tej samej chwili spojrzał na Nią, ledwo powstrzymując się od
płaczu. Ona naprawdę Go nie pamiętała… Nie pamiętała zupełnie nic. Nie
wiedziała o liście, który do Niego zostawiła. Nie miała pojęcia o uczuciu,
które Ich połączyło. Nic. Ogromne, okrągłe zero…
-Kimś
kogo chyba kochałaś…- powiedział, nie patrząc na rudowłosą.- Powinnaś zapytać
kim byłaś Ty dla mnie…- dopowiedział, ukrywając twarz w dłoniach.
-Co
chcesz przez to powiedzieć?- Jej drobna, chuda dłoń znalazła się na ramieniu
Austriaka, wyraźnie chcąc pomóc podnieść się blondynowi z dziury, w którą
zapadł. Każde staranie byłoby jednak bezużyteczne. Jeżeli sam się nie dźwignie,
nikt nie zrobi tego za Niego…
-Weźmiesz
mnie za wariata…- bąknął, śmiejąc się niewesoło. Śmiech? Tak. Choć w taki
sposób mógł zadrwić z losu, jak los zadrwił z Niego. Na próżno. On nie będzie w
stanie odegrać się za żadne skarby świata, pomimo tego, że los właśnie odebrał
mu największy skarb świata. Jego świata. Jego serca i duszy…
-Nie-
powiedziała poważnie, zabierając swą dłoń z ramienia Austriaka.- Obiecuję.
Wierzysz mi, prawda?- popatrzyła na Thomasa, uśmiechając się subtelnie.
Zupełnie tak, jak dziecko. Niewinnie. Prawdziwie.
-Gdybyś
zapytała mnie ile razy śniłem o Tobie, powiedziałbym Ci, żebyś spojrzała w
niebo i policzyła wszystkie gwiazdy, a poznasz odpowiedź- powiedział nieśmiało,
głaszcząc włosy Polki.
-Przepraszam,
ale ja nic nie czuję…- powiedziała z grymasem bólu na twarzy.- Wydajesz się być
naprawdę świetnym mężczyzną, ale… Nie układamy sobie scenariuszu naszego życia.
-Nie
zmieniłaś się… Wcale- powiedział ckliwie, walcząc z łzami, które wisiały już na
koniuszkach Jego rzęs.- Nie chodzi tutaj o wygląd, lecz o wnętrze… Te słowa…
To, co przed momentem powiedziałaś… To zabrzmiało, jakbyś się w ogóle nie
zmieniła…
-Wszystko
się zmieniło, Thomas…- wychlipała żałośnie, czując spływające po Jej policzkach
łzy.- I ja, i Ty jesteśmy innymi ludźmi.
-Możliwe,
że tak, ale ja Cię nadal kocham!- niemal krzyknął z bezsilności.- Kocham,
Emilko. Kocham, rozumiesz?!
-Nie
mów nigdy, że kochasz, póki nie jesteś pewien- oznajmiła pewnie, patrząc
znaczącym wzrokiem na Morgensterna. „Kocham” to słowo wielkie. Można
powiedzieć, że większe niż góra. Nie można szastać nim na prawo i lewo. Wiadome
jest nie od dziś, że im wznioślejsze góry, w tym większe wpada się później
przepaści…
-Znowu
próbujesz mi wmówić, że nie wiem co czuję. Emi! To nie złudzenie! Wiem co
czuję. Skoro to uczucie przetrwało we mnie tyle lat, musi być szczere!- zbliżył
się do Emilii, tak że stykali się nosami.- Obiecuję, że się Tobą zajmę…-
wyszeptał.
-Nie
masz pojęcia jak żyć z osobą, która jutro może nie pamiętać kim jesteś-
wyszeptała, goszcząc pod powiekami jeszcze większą porcję słonej cieczy.
-Miłość
nie ma ograniczeń. Będę Cię kochał zawsze- zagrzmiał stanowczo, jakby słowa
Polki w jakiś sposób Go uraziły.
-Nic
do Ciebie nie czuję…- chwyciła Go za rękę, by Austriak nie mógł oddalić się od
Niej na większą odległość.- Ale doceniam to wszystko. Doceniam, że
przyjechałeś. Doceniam Twoje wyznania. Doceniam…- szeptała ledwo, gdyż czysty
głos doskonale zakłócał Jej płacz.- Ale ja mam już swoje życie, o ile można to
tak nazwać…
-Znowu
słyszę to samo- prychnął, odsuwając się gwałtownie od Emilki.- Mówiłaś, że
kochasz! Pisałaś, że kochasz!- potrząsał za ramiona rudowłosej, chcąc w ten
sposób wykrzesać z Niej resztki wspomnień, które miał nadzieję w Niej zostały.
-Przecież
mówiłam Ci, że nic nie pamiętam…- wyrwała się, przestraszonym wzrokiem patrząc
na Morgensterna.- To nie moja wina, że to wszystko potoczyło się tak, a nie
inaczej… Sądzę, że najlepiej będzie, kiedy już stąd pójdziesz…- dodała po
chwili ciszy.
-Ale
naprawdę nic nie pamiętasz?- spojrzał Jej głęboko w oczy, by choć tam znaleźć
odpowiedź na jedno z pytań w Jego głowie. By znaleźć nadzieję…
-Mówiłam
Ci, że nie- odwróciła speszona wzrok.- Ale skoro mówisz, że jesteś częścią
mojej przeszłości…- zaczęła, lecz po chwili przerwała, zastanawiając się nad
słusznością swojej decyzji.
-Bo
jestem, Emilko…- powiedział potulnie, gładząc rude włosy dziewczyny.
-Weź
to, proszę- powiedziała, wyłaniając się z powrotem zza solidnych drzwi.- Ja i
tak nie wiem o co chodzi w większości przypadkach, więc sądzę, że będzie
najlepiej, kiedy Ty się tym zajmiesz i zrobisz z tym to, co uważasz za
stosowne- powiedziała, nie patrząc ani razu na Austriaka, jednocześnie
wręczając mu zeszyt, który wcześniej służył Jej jako spowiednik. Powiernik
wszystkich tajemnic, strachów, radości…
-Przecież
to Twój pamiętnik- zauważył natychmiast, ujmując w swe dłonie zeszyt, który
wyciągała w Jego stronę Emilka.- Wyznam Ci, że przez Ciebie też zacząłem pisać
coś w rodzaju dziennika, ale bardziej przypomina to pamiętnik…
-Przeze
mnie?- zdziwiła się, podnosząc nagle wzrok.- A co ja miałam do tego?
-Wyśmiejesz
mnie…- bąknął, lecz przy spotkaniu z karcącym wzrokiem Polki, odważył się
wyznać nieco więcej niż zamierzał wcześniej.- No dobra… Powiem Ci. Otóż, kiedy
zacząłem zauważać, że coraz bardziej się oddalamy… Że nie łączy nas praktycznie
nic… Postanowiłem pisać ten pamiętnik, żeby choć w małym stopniu się do Ciebie
upodobnić. Tak samo jak Ty do swojej matki…
-Thomas…
To bardzo… Bardzo…- dukała, wycierając rękawem swojej bluzy łzy spływające po
Jej policzkach.- Nie mam pojęcia jak to nazwać, ale jesteś naprawdę wyjątkowym
facetem- położyła dłoń na Jego ciepłym policzku, gładząc kciukiem rozgrzaną do
czerwoności skórę.
-Chyba
durnym chciałaś powiedzieć- oznajmił, wtulając do siebie rudowłosą.- Czyli co
teraz z Nami będzie?- spytał ze strachem, przeraźliwie obawiając się odpowiedzi
na postawione wcześniej przez Niego pytanie. Pytanie, w którym jedna decyzja
zaważy o całym Ich życiu. Znowu.
-A
co ma być?- odsunęła się, podejrzliwie patrząc na blondyna.- Miło było Cię
zobaczyć, pomimo że wcale sobie Ciebie nie przypominam, ale to tyle… Thomas,
jutro nie jestem pewna czy będziesz jeszcze w mojej pamięci. Jedyne, co możemy
sobie teraz powiedzieć, to „żegnaj”- w Jej oczach błyszczały łzy, a On coraz z
większym trudem panował nad wstrzymaniem rozpaczliwego płaczu, który targał
Jego ciałem.
-Żegnaj-
powiedzieli jednocześnie, delikatnie ściskając sobie wzajemnie dłonie…
-Emi, Alzheimer?- usłyszała za swoimi
plecami głos Bartka, który zagłuszał stłumiony śmiech.- Nic lepszego nie mogłaś
już wymyślić?- zmierzyła smutnym wzrokiem blondyna, który wygodnie rozsiadł się
w salonie swojego mieszkania.
-Chyba
uduszę Gregora…- wycedziła przez zęby, opadając na skórzaną kanapę.- Nie byłam
przygotowana na to, że Thomas przyjedzie… W ogóle na to, że On zna prawdę...-
ukryła twarz w dłoniach, przeczesując palcami swoje rude włosy.
-Wcale
nie potrafię Cię zrozumieć, Milcia- oznajmił łagodnie, mierząc wzrokiem skuloną
dziewczynę.- Kochasz Go ponad życie, można powiedzieć, że bardziej niż siebie,
a najpierw stworzyłaś pozory, by myślał, że nie żyjesz, a kiedy w końcu prawda
wyszła na jaw, możecie żyć sobie jak w bajce, Ty okłamujesz Go znowu, że jesteś
chora. To nielogiczne…
-Logiczne,
Bartek, logiczne…- odezwała się, po chwili ciszy, którą poświęciła na
poskładanie własnych myśli.- Zniszczyłabym Go…
-Czym?-
prychnął dwa razy.- Tym, że kochacie się nawzajem? Widząc tego blondaska,
miałem wrażenie, że jednak Twoja miłość jest niczym przy Nim.
-Nie
nazywaj Go tak- powiedziała stanowczo.- On ma imię- przypomniała z wyrzutem,
złowrogo patrząc na chłopaka, którego zachowanie jedynie Ją rozdrażniło.
„Thomas”… To właśnie to imię budziło Ją każdej nocy i o każdym poranku. To imię
było najczęściej obecne w Jej myślach, podczas ostatnich lat. To imię potrafiło
wywołać uśmiech na Jej twarzy, jak i łzy pod powiekami.
-W
takim razie, wytłumacz mi czym miałabyś Go niszczyć? Naprawdę nie umiem tego
pojąć- rozłożył ręce, mocno gestykulując.- To prawda, że kobiet nie można
zrozumieć.
-Ja
nie umiem żyć bez Michaela- powiedziała poważnie, prostując się.- Sądzisz, że
sprawiedliwe byłoby dla Thomasa, że będąc z Nim, myślałabym o Michim? Ja od
razu uprzedzę kolejne Twoje złote myśli- przewróciła oczami.- Nie, nie byłoby
to fair. Dusiłabym Go, nie dając szansy na normalne życie. Jeśli dał sobie radę
przez minione lata, da sobie radę również resztę życia.
-Jak
w szkole przetrwania- gwizdnął teatralnie.- Ale czemu Go okłamałaś?
Powiedziałabyś, że nie chcesz Go widzieć i sayonara, chłopcze.
-Matko,
jaki Ty jesteś przytrzymany- wywróciła oczami, patrząc z zażenowaniem w oczach
na blondyna.- Zraniłabym Go tylko takimi słowami! Poza tym, znając Thomasa, nie
uważałby za przeszkodę Michaela w naszym życiu. Tak jak jest, jest dobrze.
-Ale
Michael to nie jedyna przeszkoda na Twojej drodze do Morgensterna, prawda?-
zapytał pewnym tonem, patrząc znaczącym wzrokiem na Polkę, w sposób jakby
wiedział, iż tragiczna śmierć Michaela, nie odgrywa głównej roli w decyzji
rudowłosej, co do Jej wspólnego życia u boku Austriaka.
-Bartek…-
wyjąkała cichutko, czując że Bartek dokładnie Ją wyczuł. Poznał co również Nią
kierowało, podczas podejmowania istotnej decyzji w swoim życiu. A nie tylko
swoim…- On jest skoczkiem narciarskim… Ja… Ja właściwie pochodzę z nikąd.
Jestem nikim w porównaniu do Thomasa- ukryła na chwilę twarz w dłoniach, po
czym przeczesała włosy palcami.- Zawsze napatoczyłaby się po drodze jakaś
dziewczyna, która byłaby lepsza… Miałaby metrowe nogi, kruczoczarne włosy oraz
urzekające spojrzenie. A ja? Kacze nóżki, tysiące piegów i właściwie nic więcej
poza tym. Lepiej się po prostu ukrywać, niż znowu cierpieć…
-Tylko
Ty ukrywasz się na drugim końcu świata…- bąknął, odwracając urażony wzrok.
-Bartek,
w Sudanie ludzie potrzebują mnie jako człowieka. Mnie, słyszysz? Mnie, nie moich
problemów. Tam jest mi lepiej. Zapominam o wszystkim, czego tutaj na miejscu
nie mogłabym pozbyć się z głowy.
-Ale
czemu wmówiłaś wszystkim, że nie żyjesz?- powiedział głośniej.- Nie
sprawiałabyś bólu tylu ludziom, którym na Tobie zależy!
-To
po prostu wygoda… Nikt nie próbował mnie szukać. Każdy w spokoju mógł
zapomnieć… - rzekła spokojnie, nie wzruszona na podniesiony głos Bartka.- Kiedy
sytuacja się uspokoiła, poinformowałam wszystkich, których trzeba było, jaka
jest prawda i tyle. Głównie chodziło mi tutaj o Thomasa… Wystarczająco zraniłam
Go wieścią o ślubie… A przecież wierzyłam mu. Wierzyłam, że mnie kocha… Ufałam,
rozumiesz? Jeśli miałam taką świadomość, byłam pewna, że kiedyś wróci i zawita
w moim życiu po raz kolejny. Nie mogłam na to pozwolić. I ja, i On musieliśmy
rozpocząć życie od samego początku. Ja z Michim w sercu, a On z Aśką u boku…-
ukryła twarz pod swoją grzywką, by nie spotkać się ze spojrzeniem przyjaciela.-
Kacper też nie przez przypadek nie zna prawdy do dnia dzisiejszego. Zauważyłeś,
że po mojej „śmierci” założył rodzinę, przestał pić? Wszystkim było to
potrzebne, a jednym elementem z mojego starego życia jesteś Ty oraz Gregor.
Miała być także Aśka, ale… Przestała odpisywać na wiadomości… Całkowicie urwała
kontakt, ale to Jej życie- mówiła ze smutkiem w głosie.- A ja jeszcze nie
podziękowałam Ci za to, że wcieliłeś się w rolę lekarza, który obwieszcza moją
śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach- uśmiechnęła się blado.
-Nie
przypominaj mi nawet tego- zagrzmiał.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego,
jak było ciężko…
-Ale
Ty wiedziałeś, że żyję- rzekła, gładząc delikatnie Jego jasne włosy.-
Wiedziałeś także gdzie jadę. Wiedziałeś, że chcę tam pomagać tym biednym
ludziom, więc działałeś w słusznej sprawie.
-Przepraszam
Cię za to, że wtedy wymusiłem na Tobie ten ślub…- powiedział z żalem, którym
obarczał najbardziej swoją osobę.
-To
nie Twoja wina!- wyrwała się szybko, zbliżając się gwałtownie do blondyna, przeglądając
się w Jego niebieskich tęczówkach.- Nie masz prawa mnie usprawiedliwiać. Ja nie
byłam małą dziewczynką. Wiedziałam na co się piszę.
-Myślałem
wtedy, że już umieram… A wtedy… Tak strasznie się bałem, rozumiesz?- patrzył w
Jej zielone oczy, przypominając sobie ten straszny okres swojego życia, w
którym jedyną bliską osobą była dla Niego tylko Emilia.- Bałem się, że umrę
sam… A małżeństwo? Małżeństwo zmusiłoby Cię wtedy do tego, byś ze mną była…
-Ty,
egoistyczna bestio- zaśmiała się, gładząc chłopaka po plecach.- A teraz
popatrz… Znalazłeś prawdziwą miłość, niedługo będziesz ojcem, wyniki badań są
tylko lepsze… A Ty już zakopywałeś się do piachu.
-Zapomniałaś
dodać, że posiadam najlepszą przyjaciółkę pod słońcem- wystawił podstępnie
język, przytulając do siebie delikatnie rudowłosą.- Szkoda tylko, że widuję Ją
raz na kilka lat… Kiedy wracasz do Sudanu?
-Za
kilka dni- odparła ze smutkiem. Czemu Jej życie musiało tylko biec? Biec w
morderczym tempie, jednocześnie uciekając przed okrutnym losem, który zgotował
dla Niej los. A miała się teraz poddać w połowie drogi, kiedy jest już
nadzieja, że może niebawem ujrzy brzeg? Nie, nie ujrzy. Chwila ulgi nie
przyjdzie już nigdy. Thomas. Michael. Dwaj mężczyźni, którzy na zawsze przejęli
Jej serce. Którzy uczynili Ją swoją. Na wieczność. Na zawsze. A słowo „zawsze”
nie jest obojętne. Jest obietnicą, którą należy dotrzymać już do kresu swojego
życia. I teraz, kiedy przestała wierzyć, że ponownie straci oddech duszy przez
poryw serca, nagle pojawił się Thomas, przy którym wszystkie wspomnienia
odżyły. Jego niebieskie tęczówki, blond włosy, które wcale się nie zmieniły. W
ogóle. Zostały takie same, jak je zapamiętała. Oprócz jednego szczegółu. Bólu
ukrytego wewnątrz Jego tęczówek. Jakby był On tam obecny od bardzo długiego
czasu. Jak gdyby nauczył się z nim żyć. Jakby był w Jego życiu stałym gościem…
Co poczuła, kiedy Go zobaczyła? Strach. Bała się tego, że kiedy kolejny raz
gdzieś przypadkiem Go spotka, nie wytrzyma i w końcu wykrzyczy mu jak bardzo
jest dla Niej ważny. Jak bardzo tęskni za Nim co noc i podczas trwania każdego
dnia, który przeżyła od tamtego pamiętnego dnia, gdy się rozstali. Obawiała
się, że wtedy nie będzie w stanie powstrzymać łez i nie pohamuje silnej
potrzeby wtulenia się do Jego torsu. Pomimo tego, że wyjechała tak daleko,
kochała nadal. Przed miłością nikt nie ucieknie, choćby schował się w
największej dziurze na końcu świata. Kochać będziemy nadal. Tak samo Emilka.
Wyjechała do Sudanu, by pomagać ludziom, którzy naprawdę tego potrzebowali,
lecz nawet tam nie zapomniała ani o Thomasie, ani o Michaelu. Miłość nie jest
wieczna. Wieczna jest jedynie pamięć o tej miłości…
Teraz tylko w Jego głowie istnieje
marne wyobrażenie raju. Tylko w Jego głowie istniał wymarzony Eden, w którym
istnieli Oni. Ona i On. Razem. Emila i Thomas. Lecz teraz prawdziwie mógł
widzieć wielu ludzi, lecz w tym tłumie nie było Ich. Nigdy nie będzie… Nigdzie,
oprócz w Jego głowie. Bo na to, że Emilka myśli o Nim, nie mógł mieć nawet
najmniejszej nadziei. Wszystko runęło. Wszystko przeminęło. Zostało
zdmuchnięte, niczym świeca. Wspomnienia. Jej twarz… Powoli czas zacznie
zacierać wszystkie obrazy, zważywszy na to, że całkowicie wszystko w Nim
umarło. Wszystkie uczucia, którymi mógł się pochwalić. Być czasem dumnym, bo
niewiele ludzi potrafi je w sobie posiadać. A On miał… Był tym szczęściarzem, że
potrafił czuć i kochać, lecz życie najwidoczniej nie do końca to pochwalało…
-Czyli mówisz, że Emi Cię nie
pamięta?- spytał dla jasności szatyn, upijając łyk zimnej, orzeźwiającej wody.-
Nic a nic?- dopytywał ciągle, chcąc uzyskać pewność, że Emi i Jej tajemnica
może być bezpieczna, nie wtajemniczając w nią Morgensterna.
-Zero…-
powiedział podłamany, opierając o łokcie swą głowę.- Na początku to było dla
mnie niemożliwe, ale nie udawałaby… Nie miałaby powodu- powiedział pewnie,
powodując wewnątrz Gregora jeszcze większe zgryzoty.
-Dokładnie-
potwierdził dosyć niepewnie.- Choroba nie wybiera- jęknął, nie wierząc, że dał
się wciągnąć w tę grę rudowłosej.- Co teraz?
-A
co ma być?- spojrzał niezrozumiałym wzrokiem na szatyna.- Nie skoczę z mostu.
Mam Lilly- a chciałby. Pragnął znaleźć ukojenie dla swej duszy w ramionach
śmierci. Takie wyjście byłoby dla Niego najlepsze. Najmniej bolesne, ale… Czy
mógłby osierocić własną córkę? Teraz żył tylko dla Niej. Tylko Ona była dla
Niego powodem do podjęcia dalszej walki o swoje życie. Ich życie. Jego i Lilly.
-Nie
o to mi chodzi- przewrócił oczami.- Zamierzasz nadal być z Aśką?- zapytał bez
zbędnych wstępów, ciekawsko zerkając na blondyna.
-Nie-
odpowiedział szybko, nie wahając się nawet sekundy.- Nie mogę być z kobietą,
która nie akceptuje mojej córeczki. Szkoda, że zauważyłem to dopiero teraz,
kiedy tak wiele się zdarzyło- spojrzał na szatyna porozumiewawczym wzrokiem,
jakby chciał przekazać mu, jak bardzo żałuje zrujnowania Ich cennej przyjaźni
dla Aśki.
-Pytałem
tylko dlatego, bo widziałem Ją dziś z którymś z Norwegów- wyjaśnił szybko, aby
w głowie blondyna nie narodziły się niepotrzebne podejrzenia bądź
przypuszczenia.- Paradoks, bo gdyby nie Emi, nadal trwałbyś w tym chorym
układzie- odezwał się z zadumą po chwili.- To aż dziwne, że ta dziewczyna
ciągle Cię przed czymś ratuje, nawet o tym nie wiedząc- mimowolnie uniósł
kąciki ust ku górze.
-Masz
rację- przytaknął blondyn.- Nikomu wcześniej o tym nie mówiłem, ale mam zamiar
wrócić do Kristiny. Albo chociaż starać się o Jej względy- przyznał pewnie,
jakby w głowie miał już dokładnie opracowany plan działania, co do reszty
swojego życia, którą będzie zmuszony spędzić bez rudowłosej Polki przy boku.
-Powodzenia-
powiedział pod nosem Schlierenzauer, nadal nie patrząc ani razu na blondyna.
Ten jeden raz w życiu, musiał się przyznać, że brakowało mu odwagi. Bał się, że
jeśli blondyn spojrzy na Niego zaciekłym wzrokiem, rozszyfruje Jego tajemnice.
Ale czy były one właśnie Jego? Nie, były Emilki, lecz to On stał się ich
głównym powiernikiem. Ciężkie brzemię przyszło mu nosić, lecz duma, że to On z
nielicznych stał się ich godzien, napawała Go od środka.- Morgenstern, to że
pomogłem Ci z Emi, nie oznacza, że między nami wszystko naprawione- zaczął
poważnie.- Robiłem to tylko i wyłącznie z myślą o Emi. Nic więcej. Jest moją
przyjaciółką. Zawsze nią była i będzie, więc my nadal możemy toczyć topór
wojenny, bo ja nie zamierzam tak łatwo o wszystkim zapomnieć.
-Jasne…
Rozumiem…- wykrztusił ledwo, posiadając na swej twarzy wyraźny grymas bólu.
Przez krótki moment… Krótką chwilę… Tak krótki czas, miał jeszcze krztę
nadziei, że odzyskał przynajmniej przyjaciela. Nie od razu i nie w stu
procentach, lecz Gregor byłby obecny w Jego życiu. Pomagał. Wspierał słowem. Doradzał.
Był. Czuł, że miałby na kogo liczyć, lecz wszystko już dawno się skończyło.
Czasu nie da się oszukać. Nie można udawać, że nas nie dotknął. Ich przyjaźń
została pogrzebana już lata temu… Lecz czy Gregor nie miał racji? Czy
przyjaciel, osoba, która zna nas najlepiej, posądza o coś, czego nigdy w życiu
byśmy się nie dopuściliśmy?- Powinieneś się zakochać. Mówię Ci, wspaniałe
uczucie. Czasem się pocierpi, ale później człowiek dojdzie do wniosku, że było
warto- powiedział ochryple Thomas, po czym wolnym krokiem oddalał się od
szatyna.
-Miłość-
prychnął.- Gdyby to jeszcze istniało…- bąknął pod nosem, po czym ślamazarnie
podniósł się z ławki, wyrzucając przy okazji do pobliskiego kosza butelkę po
wodzie, lecz gdy odwrócił wzrok, poczuł, że coś uderzyło w Niego z impetem. On
pozostał na stabilnych nogach, lecz czy druga ze stron też?
-Uważaj
jak chodzisz- usłyszał cienki głos, który wydobywał się z piętra niżej, niż
znajdował się On. Zdezorientowany rozglądał się wokoło, kiedy jak spod ziemi,
wyrosła przed Nim drobna postać zielonookiej szatynki, która mierzyła Go
łagodnym wzrokiem.
-Przepraszam-
wyjąkał, czując galop serca w Jego klatce sercowej.- Tak w ogóle, to jestem
Gregor- wyciągnął swą dłoń w kierunku dziewczyny, siląc się na nerwowy uśmiech.
-Ann-
przedstawiła się, szeroko uśmiechając się do Austriaka, po czym umiejętnie Go
wyprzedziła, podążając dalej przed siebie.
-Ann,
co robisz dzisiaj wieczorem?!- krzyknął za dziewczyną, szybkim tempem idąc Jej
śladami. Bo to właśnie miłość. Nie jest wiadomo gdzie, nie wiadomo jak, ale nas
dopada, nawet jeśli jesteśmy zdania, że ona nie istnieje. Miłość jest i ma się
bardzo dobrze. Bo nieważne ile zarabiasz, gdzie mieszkasz, czy jakim samochodem
jeździsz. Czy jesteś osobą grubą czy chudą, wysoką czy niską, ładną czy
brzydką, bogatą czy biedną, bystrą czy niekoniecznie. Kochamy za to kim jesteśmy
wewnątrz. Za oblicze, które nawet dla nas jest wielką niewiadomą. Jak kochamy,
to kochamy! Nie zważając na nic. Bo
miłość jest najpotężniejszą magią…
__________________________________
Koniec,
Kochane… Koniec. Taki definitywny koniec, zwieńczony powyższym epilogiem.
Szczerze
powiedziawszy, nie mam pojęcia, co teraz tutaj napisać. Nienawidzę pożegnań,
zwłaszcza tych, które tak wiele mnie kosztują. Bo w końcu żegnam się z jednym z
moich dzieci, któremu podarowałam ogromny kawałek mojego serca.
Ale…
Nie byłoby niczego bez Was, moje najdroższe czytelniczki.
Każda
jedna Wasza opinia, nawet najkrótszy komentarz był dla mnie cenny tak, jak
jeszcze nic innego na tym świecie. To, że chciałyście się ze mną dzielić swoimi
spostrzeżeniami sprawiało, że szłam do przodu. Rozwijałam się twórczo pod
wpływem Waszego słowa i naprawdę nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo jestem
Wam za to wdzięczna. Moje słowa nie są w stanie oddać tego, co czuję w stosunku
do Was.
To
Wy dałyście mi motywację, energię oraz uśmiech, który pojawiał się za każdym
razem na mojej twarzy, gdy zobaczyłam nową opinię na temat tego, co piszę.
W
szczególności chcę podziękować tym, które były ze mną od samego początku.
Ann, Kolorowa Biel, Młoda,
Stoned Happiness, Panna Boop, Misi Marta, Szalona Fanatyczka Schneiderowa, Gess, Miris, Julka Nowak, Bella
Lada, Lovely, Pauline i
mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam, ale to już wiecie… Emocje.
Kochane!
Dziękuję. Nie umiem powiedzieć nic innego, niżeli to jedno słowo. Dziękuję!
Jesteście wspaniałe i taka jest prawda. Macie naprawdę ogromny udział w
tworzeniu tego opowiadania. Dziękuję jeszcze raz…
Teraz,
kiedy to już koniec, również proszę Was o to, byście podzieliły się ze mną
swoimi opiniami na temat tego epilogu, jak i również całego opowiadania.
To
nie muszą być koniecznie długie komentarze. Wiedźcie bowiem, że każda opinia
jest niezwykle budująca. Nieważne czy jest to jedno słowo, czy istny esej. Za
to i za to jestem Wam dozgonnie wdzięczna. Każdy ślad Waszej obecności jest
pokrzepieniem i weną. Tak, bo to właśnie Wy, moi czytelnicy, jesteście moją
inspiracją.
Korzystając
z okazji, chciałam zaprosić Was na nowy projekt, którego przedsięwzięcia się
podjęłam. Zapraszam Was z całego serduszka na:
Tam
więcej szczegółów. ;)
Nie
mogę również zapomnieć o mojej najdroższej pociesze, tworzonym wspólnie z moją
najwspanialszą wspólniczką- Ann.♥
Więc
już w żaden sposób nie mogę zwlekać z pożegnaniem, ale chciałabym się z Wami
przegnać choć raz z pozytywnym akcentem!
Kolejny
raz dziękuję.♥ Podarowałyście mi niezwykłą przygodę...
Ostatni
raz żegnam tutaj,
na
zawsze Wasza Klaudia.